Witaj na stronie, której twórca stawia sobie za cel dostarczenie informacji na temat pustelniczej duchowości i tradycji Karmelu, szczególnie odwołując się do jego pierwotnej inspiracji. Znajdziesz tu treści dotyczące także osoby o. Tomasza od Jezusa OCD i historii oraz aktualnej sytuacji Świętych Eremów w Karmelu Terezjańskim. Poznasz także współczesne próby powrotu do źródeł charyzmatu pierwszych Braci ze Świętej Góry podejmowane w różnych zakątkach świata. Strona ta chce tworzyć także swego rodzaju scriptorium dostarczające możliwie jak najwięcej informacji dotyczących odnowy życia eremickiego we współczesnym Kościele.

sobota, 19 lutego 2011

Pustelnia Ducha Świętego w Czatachowej



POWOŁANI DO PUSTELNI

Pustelnia pw. Ducha Świętego 42-310 Żarki - ten adres stanowi jedyny kontakt ze światem zewnętrznym mieszkańców pustelni na końcu maleńkiej wioseczki Czatachowa w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Nie ma telefonów, Internetu, telewizji. Tu zaczyna się świat pustyni ducha, którym rządzą odrębne reguły komunikacji.

Do Czatachowej niełatwo trafić. Ale wbrew pozorom nie oznacza to, że tutejsi pustelnicy zamknęli się całkowicie na otaczający świat. Tutaj zawsze można napisać, podzielić się swoimi zmartwieniami, przyjechać na rekolekcje czy choćby po to, by wyciszyć się, wsłuchać w siebie, poczuć pustkę.
Ojciec Stefan Legawiec, założyciel czatachowskiej pustelni, chętnie dzieli się bogactwem swoich wieloletnich pustelniczych przemyśleń. Ci, którzy bywali już kiedyś w Czatachowej i korzystali z jego porad, twierdzą, że jest doskonałym ojcem duchowym. On sam już jako pustelnik obronił doktorat poświęcony odnowie duchowej człowieka.
Siedzimy na ławeczce przed ukrytym w lesie eremem ojca Stefana. Wokół brzęczą pszczoły z pustelniczej pasieki, śpiewają ptaki, upajające zapachy roztacza wszechobecna przyroda. Idylla.
Nie chcę jednak pisać o pszczółkach, pustelniczych domkach rozsianych po lesie, zakutanych w habity milczących postaciach przemykających w cieniu. Nie mam zamiaru powielać kiczowatego obrazu pustelnika, wrytego w świadomość społeczną. To wszystko oczywiście można znaleźć i tu. Ale intuicyjnie wyczuwam, że jeśli chcę odkryć prawdziwą pustelnię, muszę przede wszystkim uważnie słuchać. Bo to, co tak naprawdę składa się na nią, znajduje się wewnątrz człowieka. I tym właśnie dzieli się ze mną ojciec Stefan.


Powołanie

Pustelnia jest powołaniem. Tego nie da się wymusić, wypracować, bo to jest życie wymagające i selekcja jest tutaj ogromna - mówi ojciec Stefan, który 14 lat temu, jako pauliński zakonnik dostał od przełożonych zgodę na rozpoczęcie pustelniczego żywota. Tak zaczęła się historia czatachowskiej pustelni.
Ojciec Stefan tłumaczy, że powołanie nie jest czymś statycznym, raz otrzymanym. Ono ciągle żyje i rozwija się. To jest przede wszystkim współpraca z łaską Bożą, rozkochanie się w Panu Bogu. Żeby to jednak nastąpiło, trzeba najpierw przedrzeć się przez wszystkie swoje ograniczenia, uwarunkowania, lęki, egoizm.
- Jako przełożony nie pilnuję współbraci według jakiegoś specjalnego rygoru. Tu się każdy sam sprawdza. Kandydat na pustelnika dostaje w lesie swój domek. Najpierw mówię mu: pooglądaj sobie, popatrz, posmakuj, doświadcz, zostań w domku trzy dni i nic nie rób. Nie módl się, nie czytaj, nie zajmuj się niczym, przyjrzyj się sobie trochę bliżej, zobaczysz, jak to zderzenie będziesz odbierał. Otwórz się na pustkę, ciszę, samotność - opisuje ojciec Stefan.
To jest pierwsza warstwa, którą trzeba odsłonić i zajrzeć choć trochę w głąb siebie. - Nie chodzi o to, żeby ten, który tu trafi, od razu podejmował straszną walkę na śmierć i życie, bo tylko nabawi się stresów, zniechęci i w końcu odejdzie. Spokojnie. Pokój pierwszy. Zyskuj ten pokój, na ile jesteś zdolny go przyjąć. Ucz się pokory i jak najwięcej przebywaj przed Najświętszym Sakramentem - przekonuje kandydatów ojciec Legawiec.
Niektórzy z nich chcą dużo rozmawiać. Ale zdaniem ojca Stefana tym nie zmieni się życia, to tylko doraźnie poprawia samopoczucie psychiczne. A następnego dnia znowu jest kompletna pustka.
-Tę pustkę trzeba wytrzymać. Ona jest czymś podstawowym w naszym życiu duchowym. Doświadczamy jej, bo się nawracamy, bo umysł wchodzi w nową przestrzeń, która jest dla niego nieczytelna, niezrozumiała, obca. To wywołuje lęk - tłumaczy ojciec Stefan.
Cierpienie
Po kilkunastu latach pustelniczego życia ośmielam się twierdzić, że bez cierpienia nie ma prawdziwej drogi do Boga. Najpierw trzeba przecierpieć, przerobić całego siebie od wewnątrz - zarówno od strony duchowej, psychicznej, jak i cielesnej. Cały człowiek uczestniczy w tym procesie przemiany, uświęcenia. Trzeba niekiedy wziąć różaniec, iść do lasu, po-cierpieć, przerobić to i wyjść o jeden milimetr wyżej. Nie od razu o jeden kilometr, wystarczy tylko troszeczkę - mówi ojciec Legawiec.
Czatachowski pustelnik zawsze przestrzega wiernych - choćby przy okazji głoszonych przez siebie rekolekcji - przed łatwą, radośnie bezproblemową wiarą.
- Trzeba umieć przeżywać trudności, nie uciekać przed nimi. Jak cię bolą kolana, to się nie zrywaj od razu, pocierp pięć minut, nie katuj się, ale spróbuj, doświadcz tego smaku, przekonaj się, czym to jest, będziesz bogatszy o nowe doświadczenie - przekonuje ojciec Stefan.
Jego zdaniem bez kryzysu wiary, bez tych wszystkich wewnętrznych pustyń, bez cierpienia, doświadczania nieobecności Boga, własnej niemocy, słabości i lęków, niemożliwe jest dojście do pełnego człowieczeństwa.
- Wybór krzyża to jest droga, którą Pan Bóg wpisuje w człowieka, w jego powołanie. Ale wiem, że za tym krzyżem jest zwycięstwo - mówi z mocą ojciec Legawiec.
Kontemplacja
Modlitwa towarzyszy pustelnikom z Czatachowej nieustannie. Eucharystia, brewiarz, Różaniec to - oprócz wspólnej pracy - główne elementy scalające tutejszą społeczność pustelniczą. Większość czasu spędzają bowiem samotnie w swoich eremach, na własną rękę przygotowując nawet posiłki. W przypadku pustelni nie można jednak mówić o modlitwie bez uwzględnienia jej szczególnego wymiaru kontemplatywnego.
- To nie jest żaden luksus. Kontemplację trzeba i można wypracować. Każdy jest do tego powołany. Całe życie nie można tkwić tylko na modlitwie recytowanej. Taka codzienna modlitwa przeżywana sercem jest oczywiście bardzo ważna, ale nie można tylko na tym poprzestać. Jeśli chce się prowadzić dojrzalsze życie duchowe, trzeba wchodzić głębiej, tam gdzie zostają już tylko dwie osoby: Bóg i ja. Wtedy przeżywam Go cały czas: w pracy, w moich zadaniach, w obowiązkach, w kontemplacji przyrody - mówi ojciec Stefan.
Czatachowski pustelnik przyznaje, że nie zawsze czyni to wyłącznie z miłości. Czasem buntuje się, ma pretensje do Boga, do pustyni, ale to wszystko jest potrzebne. - Pan Bóg jest dobrym pedagogiem, on wie, co trzeba robić i w tę Jego pedagogię należy uwierzyć, uznać to prowadzenie. Z tego płynie pokój - przekonuje pustelnik.
Praca
Kto nie chce pracować, ten nigdy nie stanie się prawdziwym pustelnikiem. Bo to nie jest „zawód" dla darmozjadów. Ojciec Stefan uważa, że „bezrobotnemu" pustelnikowi grozi chorobliwe lenistwo, które doprowadzi go w końcu do stresów, zagubienia, marazmu, braku celowości, i wreszcie do utraty motywacji.
- Praca pozwala nie tylko na zdobycie pożywienia, ale pełni także funkcje ochronne. Dlatego każdy pustelnik powinien mieć swój ogród, pszczoły, warzywa, owoce. Niech tam sobie dziabie, plewi, uprawia, zbiera. To pomaga zachować wewnętrzną dyscyplinę. Jeżeli pustelnik od tego odejdzie, pofolguje sobie, to jest koniec, rozłoży się, rozlasuje w ciągu krótkiego czasu - ostrzega ojciec Legawiec i cytuje zdanie Tomasza Mertona: jedna kropla praktyki znaczy więcej niż ocean teorii.
- Pustelnicze życie codzienne - praca, medytacja, ale także zwątpienia - stanowią jedność. To wszystko składa się na jeden ogromny warsztat pracy. Tu jest praca nad sobą przez 24 godziny na dobę - mówi ojciec Stefan.
Asceza
Każda pustynia ma swoje demony. Ojciec Legawiec kiwa potakująco głową na to stwierdzenie. - Nasza natura jest wychowana do konsumpcjonizmu, wygody, brania, egoizmu. Jak się jej postawi wymagania, to ona staje się tym pierwszym, zasadniczym demonem. To jest to ego, które nie chce się poddać, nie chce się zgodzić, ono przed nami klęka i prosi, żebyśmy nic nie zmieniali - mówi ojciec Stefan.
Dlatego w życiu pustelniczym potrzeba radykalizmu, czyli przede wszystkim ascezy. I tu nie chodzi tylko o ascezę fizyczną, życie o chlebie i wodzie - to jest ważne, ale to nie jest istota.
Prawdziwa asceza ma wymiar wewnętrzny. To płaszczyzna pokory.
- Nie ja jestem najważniejszy, nie ja najlepiej wiem, bo to jest głupota, to jest egoizm. Jeżeli ja wszystko wiem, wszystko mam, to Pan Bóg już mi nic nie może dać, skoro jestem tak napełniony własnym ja - przekonuje ojciec Legawiec.
Zakonnik przyznaje też, że choć żyje na pustelni już kilkanaście lat, wie, że nie wyzbył się wszelkich swoich problemów, przeciwnie - dopiero się dowiedział, jakie problemy ma.
- Jeden z pustelników powiedział kiedyś, że ważniejszą rzeczą jest uznać własne grzechy, niż wskrzeszać umarłych. Definicja nawrócenia to właśnie uznanie prawdy o sobie, o swojej grzeszności. I świadomość, że bez Pana Boga już nic samemu się nie zrobi. Wtedy zostaje pokora wynikająca z doświadczenia własnej niemocy i dopiero w to wszystko może wlać się łaska - uważa ojciec Stefan.
Jego zdaniem współczesny człowiek nie chce jednak dostrzec swoich problemów, nie chce się przyznać, że jest słaby. Ostatkiem sił napina się i pokazuje, jaki jest wspaniały. Udaje z obawy przed odrzuceniem przez społeczeństwo. On chce w tym społeczeństwie być, bo wie, że jest zbyt słaby i samodzielnie nie potrafi egzystować.
- Życie pustelnicze to nie samotność, to jest właśnie ta samodzielność. Pustelnik nigdy nie jest sam. Ja przecież przeżywam cały świat, przede wszystkim Pana Boga wewnątrz, ale ludzie także nie są mi obojętni, kocham ich i życzę im dobra - mówi pustelnik.
Pokora
Ojciec Stefan jest przekonany, że do wzrastania człowieka potrzebne są także okresy duchowej słabości.
- One zawsze czegoś uczą, dlatego nie odrzucam ich, nie tłamszę na siłę. Ja im daję szansę, żeby mnie wychowywały. Jeżeli podejdę do nich z pokorą, ze zrozumieniem, to one mają szansę może więcej dobra w moim życiu uczynić niż czasem dobro spływające wprost.
Te demony nie zjawiają się nie wiadomo skąd, bo np. Pan Bóg zaspał czy mnie nie lubi, czy mnie karze. Tak się wyraża Jego miłość do mnie. Tak mnie wychowuje, tak mi pokazuje moje biedy - przekonuje ojciec Stefan. Te słowa są efektem jego wieloletnich pustelniczych przemyśleń.
- Jeszcze kiedy byłem młodym mnichem, myślałem sobie troszkę egoistycznie, że jak się uporam z tym, co mi przeszkadza, z niepokojami, napięciami i lękami, to stworzę sobie taką wygodną przestrzeń. Dzisiaj już o to nie proszę, dzisiaj mówię: Bądź wola Twoja, w Twoje ręce wszystko, Boże, oddaję, Ty wiesz najlepiej, Ty jesteś mądrzejszy i Ty prowadź - wyznaje ojciec Legawiec.
Jego zdaniem wszystko to, co mówimy o pustyni, możemy także odnieść uniwersalnie do świata zewnętrznego.
- Każdy człowiek jest pustelnikiem w swoim wnętrzu. Pustelnia jest w nas wpisana, to jest najpiękniejsze miejsce, trzeba tylko je odkryć i dać mu szansę. Ludzie zagłuszają tę pustelnię, tę ciszę, bo ona jest zawsze trudna. Ale jest też czymś najsmakowitszym, najpiękniejszym. Bez tego wewnętrznego milczenia nie ma nawrócenia - mówi na pożegnanie ojciec Stefan. Kiedy wracam do „cywilizacji", to ostatnie zdanie jeszcze długo brzmi w moich uszach.

Samotność w lesie

Dziś prawdziwych pustelników już nie ma – westchną ci, którzy czytają opowieści starożytnych Ojców Pustyni. A nieprawda! Są. Kilku z nich mieszka w eremach pod Czatachową, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
Abba Hieraks: Siedź spokojnie w swojej celi. Gdy będziesz głodny, jedz, gdy będziesz spragniony pij, a tylko nie obmawiaj nikogo, a będziesz zbawiony.

Siedemnastoletni Stefan Legawiec jechał do kolegi. Po drodze zahaczył o Kalwarię Zebrzydowską. Wśród krętych dróżek i stacji Drogi Krzyżowej ujrzał ubogi domek. Wszedł. W eremie spotkał Stanisława Saneckiego, pustelnika. Zaczęli rozmawiać.
Stefan spojrzał w lichutkie okienko. Przez szyby sączyły się właśnie promienie zachodzącego słońca. Wokół cisza. Brzęczenie much. – I wtedy ujrzałem w oczach pustelnika blask. Widać było, że jest po prostu szczęśliwy. Był, jak mówiono o starcach, "pijany Bogiem". Zapragnąłem tak żyć – opowiada dziś – Pustelnik zauroczył mnie. Jeździłem do niego bardzo często. Jako młody chłopak, jako kleryk. Chciałem żyć jak on. Całe jego życie było świadectwem. Zmarł w Podwyższenie Krzyża Świętego w 1981 roku. Jego miejsce zajął Józef Żarnowiecki. Mówił o sobie, że jest pielgrzymem. Zmarł dwa lata temu. Obaj spoczywają w jednym grobie w Kalwarii.
Abba Sisoes: Kiedy jeden z moich uczniów był kuszony przez szatana i uległ pokusie, wstałem, wyciągnąłem ręce do nieba, mówiąc: "Boże, chcesz, czy nie chcesz, nie puszczę cię, dopóki go nie uzdrowisz!". I zaraz mój uczeń został uzdrowiony.
– Czułem powołanie do bycia pustelnikiem. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Nawet będąc w zakonie paulinów drążyła mnie i drążyła – opowiada o. Stefan. – Chciałem żyć w samotności. Prosiłem o pozwolenie na taką formę życia. To trwało lata: w końcu zdecydowałem się. Przyszedłem tu, do Czatachowy, szesnaście lat temu. To był skok na głębię. I to w pojedynkę.
Od razu pojawiły się myśli: Czy dam radę? Czy zdrowie wytrzyma? Co będę jadł? A tu pustka. Pole, las. Na szczęście było ciepło. Lipiec, dzień po odpuście w Leśniowie. Nie miałem nic. Tylko Pismo Święte i konserwę rybną. I ani grosza przy duszy. Długo szukałem tak odludnego miejsca. Chodziłem, pytałem, ale ludzie mieli mnie za dziwaka, psychicznie chorego. Będzie ojciec mieszkał sam? Po co?
Był pewien pustelnik, który wypędzał złe duchy i pytał się ich: "Co was wypędza: posty?". Odpowiedziały: "My nie jadamy, ani nie pijamy". "Czuwania?". Odrzekli: "My nie śpimy!". "Życie pustelnicze?". Odparli: "My sami mieszkamy na pustelni". Więc co was wypędza? Odpowiedzieli: "Nic nas pokonać nie może oprócz pokory".
– Gdy zacząłem już powoli wątpić, nagle znalazł się wspaniały, mądry człowiek Antoni Marszałek. Już nie żyje. Poszedłem do niego i mówię: chciałbym założyć pustelnię A on dał mi ziemię. Zbudowałem taką małą budę, stróżówkę. Do zimy zdążyłem ją ocieplić i postawić piec kaflowy.
– Gdy ojciec mieszkał u paulinów, rytm dnia wyznaczała wspólna modlitwa – przerywam pustelnikowi – Liturgia Godzin, Eucharystia. A teraz? Gdy się zostało samemu? Można spać do dwunastej. Nie ma żadnego przełożonego, nikt nie sprawdzi...
– Ooo, od początku narzuciłem sobie surową samodyscyplinę. Bez niej wszystko by się rozmyło. Najważniejszy był plan dnia, reguła. Właśnie jest w redakcji u księdza arcybiskupa w Częstochowie. Reguła Braci Pustelników z pustelni Świętego Ducha. Od początku bliscy mi byli Antoni Wielki, Paweł, pierwszy pustelnik, Karol de Foucauld. Dotykało mnie niesamowite błogosławieństwo Boga, czułem, że podoba Mu się to, co robię. Można powiedzieć, że to był cudowny czas. Już szesnasty rok zmagam się z tym powołaniem. Z dnia na dzień. Odczytuję, że to właściwy wybór. Chcę tu wytrwać do śmierci. W takim radykalnym przyjęciu Ewangelii.
Kiedyś abba Agaton miał nóż. Gdy przyszedł do niego pewien brat i ten nóż pochwalił, starzec nie wypuścił go, póki brat tego noża nie wziął.

– Ktoś może powiedzieć, że zamknąłem się w leśnej głuszy i nie wiem, co się dzieje na świecie. Wiem. Tym bardziej wiem. Przez te piętnaście lat stałem się niesamowicie wyczulony na zło. Ten erem to dla mnie centrum świata. Nie muszę mieć Internetu. Widzę, niestety, co tu się dzieje.– A co się dzieje? – pytam.– Rujnujemy świat, który dostaliśmy od Boga. Widzę ogromne zagrożenia. Wszystko zasypuje się sztucznymi nawozami. Proszę przeczytać, ile spalin wydziela samolot odrzutowy. A później spadają kwaśne deszcze – podnieca się ojciec Stefan. – Byłem ostatnio w Tatrach. Kilkadziesiąt hektarów świerka uschnięte. Smog nad Zakopanem. Słyszałem, że w Europie giną drzewa iglaste.
A ile gumy pali się tu wokoło! A później ludzie umierają na raka... Niszczymy nasz świat. To przerażające. Ja nie spałem dzisiejszej nocy. Bo w pobliżu pewien facet zalał swoje pole jakąś chemią. I wszystko wyschło. Wszelkie życie. Na ziemi leżą martwe pajączki, biedronki. Patrzę, a pod naszymi ulami mnóstwo martwych pszczół. O zobaczcie, możecie zrobić zdjęcie. To ta chemia je zabiła. Sąsiad opowiadał mi, że właśnie zdechła mu owca. Była sekcja zwłok: okazało się, że pasła się koło tego pola, skamieniała jej wątroba. Co my robimy z tym pięknem? – ojciec Stefan pokazuje martwą, wypaloną ziemię. – Nie muszę mieć telewizora czy Internetu. Widzę na tym odludziu, że świat oszalał. Jasne, że żyję Ojcami Pustyni, ale przecież urodziłem się w Polsce, w XX wieku, a nie w Egipcie w III wieku.
Czuję, że miłosierdzie Boże trzyma ten świat w garści. Inaczej przeżywałbym moją samotność jak rozdygotanie nerwowe i nieustanne lęki. Choć powiem szczerze, teraz przeżywam najtrudniejszy okres swego życia. Popełniam wiele błędów, zbyt angażuję się emocjonalnie. Ale wierzę, że Bóg jest po mojej stronie i On to wszystko oczyści.
Abba Antoni: Już dawno mówiłem, że przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni, i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, to powstaną przeciwko niemu, mówiąc: "Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny!".
Czatachowa to pustynia, choć wokół wilgotno i aż roi się od grzybów. W lichutkich eremach mieszka czterech pustelników. Każdy sam sobie gotuje, sam dba o siebie. Eremici muszą sami zebrać jedzenie: grzyby, owoce, ziemniaki, gotować, porąbać drzewo na zimę. Muszą przynieść wodę z leśnej sadzawki. Zimą nie zagląda tu nikt. W ponadmetrowych zaspach pustelnicy żłobią korytarze do kaplicy. Topią śnieg na herbatę. Nie można dojść do zasypanej sadzawki.
– Jednym z największych kłamstw jest to, że my leżymy do góry brzuchem i tylko modlimy się. Tu jest mnóstwo pracy. Niektórzy młodzi chcieli z nami zamieszkać, ale gdy dowiedzieli się, jak wiele trzeba pracować, zwiali. Tu nie ma miejsca dla darmozjadów. Wszystko budujemy sami. Marzy mi się tu ośrodek rekolekcyjny dla ludzi poszukujących kierownictwa duchowego.
Serafin z Sarowa: Modlitwa, post, czuwanie i wszelkie inne uczynki chrześcijańskie, chociaż są dobre same w sobie, jednak nie stanowią celu życia chrześcijańskiego. Prawdziwy cel życia chrześcijańskiego polega na osiąganiu Świętego Ducha Bożego.
Na tabliczce przy drzwiach pustelni napis: "Duch Święty wyprowadził na pustynię Jezusa, który walczył tam z szatanem i zwyciężył go. Pustelnik dąży do tego, aby jego życie stało się modlitwą, a modlitwa życiem. Stara się przemieniać świat przez przemianę samego siebie". – Mam być zimny albo gorący, ale nie letni – dopowiada ojciec Stefan – Chcę tak żyć. A czy mi się uda? Widzę, że Pan Bóg otwarł się całkowicie na człowieka, ale czy my to przyjmiemy?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz