Marcin Janecki, Tłumaczenie dzieła św. Piotra Damianiego Liber qui appellatur Dominus vobiscum
Wprowadzenie
Dzieło św. Piotra Damianiego (1007–1072) – pustelnika, kardynała, doktora Kościoła - którego tłumaczenia się podjąłem, jest odpowiedzią na praktyczny problem zaistniały w umysłach kilku pustelników w eremie Fonte Avellana we Włoszech w pierwszej połowie XI wieku. Rodzi się jednak uzasadnione pytanie o korzyść, jaką może przynieść dzisiejszemu czytelnikowi lektura tak odległego - czasowo i ideowo - tekstu, a tym bardziej o to, czy trud włożony w jego przekład i interpretację nie jest jedynie stratą czasu? Otóż, jeśli nawet problem postawiony przez samotników kamedulskich nie dotyczy dziś większości w Kościele, to jego rozwiązanie, podbudowane argumentacją skrypturystyczną i interpretacją żywej Tradycji wspólnoty wierzących w Chrystusa, posiada dla każdego chrześcijanina doniosłe znaczenie. Jest ona teologicznym wniknięciem w tajemnicę komunii świętych, w którą wierzący zostaje włączony na mocy chrztu świętego i wyciągnięciem konkretnych konsekwencji teologiczno-praktycznych, które nie wydadzą się czcze nikomu, kto pragnie życia autentycznie chrześcijańskiego i próbuje zgłębić rzeczywistość samego siebie jako członka Mistycznego Ciała Chrystusa. Stąd też kilka, „idei soborowych”, którymi żyje dzisiejszy Kościół może przciągnąć uwagę współczesnego czytelnika. Wśród nich na szczególne podkreślenie zasługuje powszechne kapłaństwo ochrzczonych. Zauważył to znany francuski teolog Henri de Lubac, który w swoim „Katolicyzmie” cytuje obszerny fragment dzieła Damianiego. Ponadto podkreślona zostaje rola Ducha Świętego i znaczenie darów charyzmatycznych. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że tekst ten nie tylko może stać się przedmiotem badań dla historyków teologii, ale okaże się źródłem inspiracji dla poszczególnych chrześcijan, którzy pragną pogłębić swoją tożsamość jako dzieci Kościoła i członkowie Jednego Ciała. W szczególny sposób, dzieło eremity-kardynała może wyjść naprzeciw oczekiwaniom i potrzebom tej „małej trzódki”[1] chrześcijan, których Duch we współczesnym świecie „wypycha”[2] na pustynię, by tam adorowali Ojca w Duchu i Prawdzie[3]. Mowa tu o rosnącej liczbie powołań pustelniczych a także o młodych osobach, które pociągnięte trawiącym pragnieniem Boga obierają drogę życia wyłącznie kontemplacyjnego. Wzrost zainteresowania formą życia eremickiego notuje się w Kościele zachodnim już od lat przedsoborowych, jednakże rozkwit tego powołania, również na płaszczyźnie jurydycznej ułatwił dopiero nowy Kodeks Prawa Kanonicznego, ustanawiając po raz pierwszy w historii Kościoła kanoniczną instytucję życia anachoreckiego[4] jako indywidualną i pełnoprawną formę życia radami ewangelicznymi, obok instytutów życia konsekrowanego i stowarzyszeń życia apostolskiego, odradzającego się Ordo Virginum i konsekrowanego wdowieństwa[5].
Poniższe tłumaczenie dedykowane jest tym właśnie braciom i siostrom w Kościele, którzy odpowiedzieli na intymne wezwanie Ducha, by wybrać tę „optimam partem”[6]. Siadając w milczeniu u stóp Pana i słuchając miłośnie Jego Słowa stają się tym samym źródłem tajemniczej płodności dla Kościoła[7], żyjąc w samym Jego sercu. Dedykacja obejmuje również tych, którzy ciągle jeszcze poszukają swojego miejsca i funkcji w eklezjalnym Ciele Chrystusa.
Tłumaczenie opiera się na tekście Opusculum XI, opublikowanym w 145 tomie kolekcji Patrologia Latina J. P. Migne’a[8].
Tekst Opusculum XI
Leonowi, zamkniętemu z powodu umiłowania najwyższej wolności, Piotr, mnich grzesznik, sługa i syn, przesyła pozdrowienie.
Nie jest nieznane Twojej świętej roztropności, umiłowany Ojcze, że uważam cię nie za towarzysza lub przyjaciela podobnego innym, ale jesteś dla mnie ojcem, nauczycielem, mistrzem i panem wybranym spośród prawie wszystkich śmiertelników, i ufam, że dzięki Twoim wytrwałym modlitwom, Bóg mnie wysłucha w swoim miłosierdziu. Cóż powiem więcej? Ponieważ wybrałem Cię jako mojego anioła, radę, która wychodzi z ust Twoich w każdym moim wahaniu, w każdej mojej wątpliwości, w każdym moim poszukiwaniu przyjmę natychmiast i bez wahania, jak gdyby przemawiał do mnie niebiański głos anielskich wyroczni. Dlatego, jeśli napotykam jakąkolwiek trudność, zanim zwrócę się o radę do Ciebie, błagam Boską łagodność, aby Cię uczyniła jakby narzędziem swojej woli, by przez Twoje usta wskazała mi to, co chce, abym uczynił w napotkanej wątpliwości. Teraz więc, zgodnie z moim zwyczajem, zwracam się do Ciebie z prośbą, abyś wyjaśnił mi to, czego wyjaśnienia wielu oczekuje ode mnie.
Bowiem bracia, adepci życia pustelniczego, pytają mnie często, czy, gdy przebywają osobno w celach, jest im wolno mówić: „Pan z wami” lub „Niech mnie ojciec raczy pobłogosławić”, i podobnie, skoro pozostają w samotności, czy mają sami sobie odpowiadać zgodnie ze zwyczajem ustanowionym przez Kościół? Niektórzy z nich zastanawiają się między sobą i pytają: „Ścian i desek pustelni mamy prosić o błogosławieństwo i im mamy mówić, aby Pan był z nimi?”. Inni, przeciwnie, obawiają się, że jeśli zmienią w jakiś sposób porządek tradycji kościelnej, popadną w grzech lub nie wywiążą się z obowiązku służby Bożej. Dlatego, skoro pożądane jest rozwiązanie, umysł mój, równie nieświadomy, skłania się ku jego poszukiwaniu. Oblężony tymi trudnymi pytaniami uciekam się zgodnie z moim zwyczajem do mojego anioła i obieram ponownie drogę, która prowadzi nie do źródła elokwencji Tuliańskiej, lecz Boskiej mądrości.
I. O wyższości świętej prostoty nad filozofią świata
Gardzę Platonem, który przenika ukryte tajemnice natury, bada bieg planet i oblicza ruch gwiazd. Mało mnie interesuje Pitagoras, rozróżniający przy pomocy promienia sfery kulistego świata. Wyrzekam się Nikomacha o palcach zmęczonych redagowaniem swoich wykazów. Odrzucam także Euklidesa pochylonego nad skomplikowanym studium figur geometrycznych. W tej kwestii uważam za niegodnych zainteresowania wszystkich zgoła retorów z ich sylogizmami i sofistycznymi wybiegami. Niech uczniowie gimnazjonów drżą nieustannie przed swym brakiem umiłowania mądrości, a perypatetycy niech sobie szukają prawdy ukrytej na dnie studni.
Ja zaś u Ciebie szukam najwyższej prawdy, która z ziemi wyrosła, a nie tej, haniebnie ukrytej w studni, lecz tej objawionej całemu światu i królującej w niebie w wiecznym majestacie. Czymże są bowiem bajeczne opowieści szalonych poetów? Cóż mi po przedstawieniach wyniosłych tragików? Niech tłum komików przestanie wyziewać z wrzaskliwych ust jad żądz, a motłoch satyryków niech przestanie już napawać gorzkimi przysmakami swoich oszczerstw i pomówień. Niech mówcy Tuliańscy nie silą się już dla mnie na wyszukane słowa wyrafinowanej światowości, a retorzy Demostenesa niech nie układają już chytrych argumentów ich podstępnego przekonywania. Niech wrócą do swoich ciemności wszyscy ci, którzy skażeni są mętami ziemskiej mądrości: zaślepieni siarkowym blaskiem ich mrocznej doktryny nic nie mogą mi zaoferować. Niech prostota Chrystusa mnie pouczy! Niech prawdziwa prostoduszność mędrców wybawi mnie z więzów moich wątpliwości! „Skoro bowiem – według słów Pawła – świat nie poznał Boga przez mądrość, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących”[9].
Niech ustąpi więc litera, która zabija, a niech towarzyszy nam Duch dający życie[10]. „Roztropność bowiem ciała – jak mówi ten sam Apostoł - prowadzi do śmierci, roztropność zaś Ducha - do życia i pokoju. A to dlatego, że roztropność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna”[11]. Jeśli więc roztropność ciała nie może poddać karku prawu Bożemu, jakże mogłaby oczyma oślepionymi dymem pychy zgłębić Prawo Boże? Dalej, więc, Ojcze, rozwiąż szybko węzeł postawionego mi pytania. Nie pozwól uległemu uczniowi pokory Chrystusa uczęszczać do wyniosłych szkół pretensjonalnych filozofów. Niech mój anioł powie mi to, czego nie wie tłum niedoświadczonych filozofów. Niech mi powie ta mądra niewiedza to, czego zrozumienia głupia mądrość nie posiadła. Ojcze najdroższy, roztropnie wyjaśnij przedstawioną sprawę, aby, gdy objawi się Boska mądrość, nikt już nie musiał więcej roztrząsać tej kwestii.
II. Dlaczego mówi się „Niech mnie ojciec raczy pobłogosławić”
Ale być może każesz mi samemu podjąć próbę rozwikłania tej trudności, zanim przedstawisz mi twój sposób widzenia, jak to mają zwyczaj czynić mistrzowie, którzy zadają uczniom pytania dotyczące trudności danego tematu, aby osiągnęli zdolność zrozumienia najpierw na podstawie własnych wypowiedzi. Ja zatem, skoro mi każesz, przedstawię ci, nie bez wahania, to, co myślę na ten temat, w pełni tobie ufając, byś skorygował moje niestosowne wnioski, lub je potwierdził swoim autorytetem, gdyby okazały się rzetelnie uzasadnione. Nie będzie nie na miejscu, jeśli spróbujemy ukazać najpierw, w jaki sposób utrwalił się ten zwyczaj w Kościołach. Dalej przedstawimy to, co sami uważamy na temat postawionego problemu, według daru łaski, jaki zostanie nam udzielony.
Ten, który ma czytać, na znak głębokiej pokory, prosi o błogosławieństwo nie kapłana, ale tego, komu kapłan zleci obowiązek pobłogosławienia, mówiąc: „Niech mnie ojciec raczy pobłogosławić”. Kapłan zatem, w odpowiedzi na tak wielką pokorę, nie powierzy obowiązku pobłogosławienia jakiemukolwiek podwładnemu, ani nie przywłaszczy sobie możliwości udzielenia błogosławieństwa, ale raczej Boga, który jest ponad wszystkim, będzie błagał o jego zesłanie.
III. O pochodzeniu pozdrowienia „ Pan z wami”
Cóż więc oznacza wyrażenie „Pan z wami”? Jest pozdrowieniem kapłana skierowanym do zgromadzenia. Modli się on, by Pan był z nimi, jak sam zechciał powiedzieć przez proroka: „Zamieszkam pośrodku was”[12]. Jak i Zbawiciel sam mówi do swoich uczniów i wszystkich wierzących: „Oto ja jestem z wami”[13]. Słowo tego pozdrowienia nie jest więc skutkiem nieugruntownego i nowinkarskiego wymysłu ludzkiego, lecz jego moc potwierdzona jest starożytnym autrotetem Pisma Świętego, gdzie, jeśli dokładnie poszukać, można je odnaleźć częściej w liczbie pojedynczej, a czasem w mnogiej. W liczbie pojedynczej, - gdy anioł rzekł do błogosławionej Matki Boga: „Raduj się Maryjo, Pan jest z Tobą”[14]. Jak również wtedy, gdy anioł zwrócił się do Gedeona: „Pan jest z Tobą, dzielny wojowniku”[15]. Zaś w liczbie mnogiej, gdy w Księdze Rut Booz pozdrawia żniwiarzy słowami: „Pan z wami”[16], lub też w Księdze Kronik, gdy prorok wysłany przez Boga pozdrawia Asę, króla Judy powracającego ze swoją armią ze zwycięskiej walki: „Pan jest z wami, ponieważ wy byliście z Nim”[17].
Kościół więc, otrzymawszy to dobroczynne pozdrowinie kapłana, sam teraz pozdrawiając modli się, a modląc się – odpowiada na pozdrowienie, aby tak jak kapłan prosił, aby Bóg był z ludem, teraz raczył być z kapłanem, mówiąc: „I z duchem Twoim”, co znaczy: „niech z duszą Twoją będzie wszechmogący Bóg, abyś mógł godnie modlić się o nasze zbawienie”. Należy zaznaczyć, że nie mówi „z tobą”, lecz „I z duchem twoim”, aby pamiętać, że wszystko, co odbywa się w oficjach liturgicznych, ma znaczenie duchowe. Słusznie prosi się, aby Bóg był z duchem człowieka, ponieważ w umyśle i w duchu człowiek rozumny został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, i z tego powodu jest zdolny przyjąć Bożą łaskę i oświecenie.
Także pozdrownie ludu przez biskupa „Pokój z wami” lub „Pokój wam” nie powstało ze starań ludzkiego rozumu, lecz podobnie jak pierwsze wypływa z autorytetu Słowa Bożego. W Starym Testamencie spotykamy anioła, który mówi do Daniela „Nie lękaj się, mężu umiłowany! Pokój tobie! Bądź pełen mocy!”[18]. W Nowym Testamencie zaś czytamy, że Pan prawie zawsze pozdrawiał swoich uczniów słowami „Pokój wam”[19]. Polecił bez wątpienia owym uczniom stosować tę samą formułę pozdrowienia mówiąc: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: „Pokój temu domowi!”[20]. Przystoi zatem następcom apostołów, którzy są zwierzchnikami Kościoła, używać tej formuły, gdy błogosławią dom Boga, gdzie wszyscy powinni być synami pokoju, aby pozdrowienie pokoju spoczywając na nich, było owocne zarówno dla tych, którzy pozdrawiają, jak i dla pozdrawianych.
IV. O tym, że jak inne słowa Pisma Świętego nie mogą być zmieniane, tak i formuła „Pan z wami” nie podlega zmianie
Z tego, co przed chwilą zostało powiedziane, wynika, że jak czytanie proroków, śpiew psalmodii i sama łaska ewangeliczna, w sposób iście cudowny przez Boga nam zostały objawione, podobnie „Pan z wami” nie pochodzi z ludzkiej woli, lecz z autorytetu Starego i Nowego Testamentu. Jak zatem niczego nie odejmuje się powadze Pisma Świętego z uwagi na zmienność rzeczy, ani niczego się nie dodaje, lecz raczej zachowuje się w tej kwestii zwyczaj Kościoła, tak również to pozdrowienie kapłańskie nie podlega przypadkowości, by czasem było stosowane, a czasem opuszczane. Nawet wtedy, gdy jest się samemu, niedozwolone jest zmieniać tradycję Kościoła.
V. O tym, że Kościół jest jeden w wielu i w pełni obecny w każdym ze swoich członków
Kościół Chrystusa jednakże jest spojony w sobie więzią takiej miłości, która sprawia, że jest on jednocześnie jeden we wszystkich i w tajemniczy sposób wszystek w każdym ze swoich członków. W ten sposób słusznie nazywa się cały Kościół powszechny jedną jedyną Oblubienicą Chrystusa, a każda dusza na mocy tajemnicy sakramentu pełna jest Kościoła. Oto dlaczego cały obecny Kościół roztaczał woń przed prorockimi nozdrzami Jakuba, gdy mówił odnośnie jedynej osoby swojego syna: „Oto woń mego syna jak woń pola, które pobłogosławił Pan!”[21]. Także owa zadłużona kobieta, która z polecenia Elizeusza rozlała trochę oliwy niczym nasienie i natychmiast zebrała tak żyzne plony, że nie mogły jej pomieścić pojemne naczynia, była figurą Kościoła[22].
Jeśli przeszuka się z uwagą łąki Pisma Świętego, przekonać się można, że często Kościół skryty jest tam w osobie pojedynczego mężczyzny czy pojedynczej kobiety. Pomimo że Kościół jawi się jako wieloraki w mnogości ludów, niemniej jednak jest jeden i niezłożony, zjednoczony misterium jednej i tej samej wiary i jednego boskiego odrodzenia. Chociaż siedem kobiet poślubiło jednego mężczyznę[23], to jednak jedna jedyna Dziewica została zaślubiona niebiańskiemu Mężowi, ta o której mówi Apostoł: „Poślubiłem was przecież jednemu mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę”[24].
Wynika z tego jasno, jak zostało powiedziane powyżej, że tak jak osoba jednego człowieka oznacza cały Kościół, tak też konsekwentnie Kościół nazywany jest jedyną dziewicą. Święty Kościół, zarówno we wszystkich swych członkach, jest jeden, jak i w każdym jest cały: mianowicie jednolity w wielu przez jedność wiary i równocześnie różnorodny w każdym z osobna dzięki spojeniu miłości i rozmaitym darom charyzmatycznym. „Z jednego bowiem są wszyscy”[25].
VI. Dalej o jedności Kościoła powszechnego
Święty Kościół, choć różnorodny przez wielość osób, to jednak ogniem Ducha Świętego jest spojony w jedno. Nawet jeśli w tym, co widoczne wydaje się On podzielony na części, nie można zerwać sakramentu najgłębszej jedności, „ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany”[26]. Ten Duch, który bez wątpienia jest jeden i różnoraki - jeden jest w majestacie istoty i różnorodny przez rozmaite dary charyzmatyczne - sprawia, że Kościół Święty, którego napełnia, jest jeden w swej całości i cały w każdej swej części. To zaiste misterium niepodzielnej jedności głosiła Prawda, gdy mówiła Ojcu o swoich uczniach: „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy”[27].
Jeśli więc wierzący w Chrystusa stanowią jedno, gdziekolwiek w cielesnej postaci znajduje się jeden członek, tam również przez tajemnicę sakramentu znajduje się całe Ciało. I wszystko to, co odnosi się do całości, w pewien sposób zdaje się odnosić także do części, do tego stopnia, że nie byłoby niedorzecznością, gdyby jeden człowiek w pojedynkę wypowiedział to, co wspólnie śpiewa zgromadzenie Kościoła, a to, co przez jednego jest słusznie wypowiadane, może być bez zastrzeżeń podjęte przez wielu. Tu znajduje się wyjaśnienie tego, dlaczego zgromadzeni w chórze słusznie mówimy: „Nakłoń swe ucho, wysłuchaj mnie, Panie, bo jestem nędzny i ubogi. Strzeż mojego życia, bo jestem pobożny”[28]. I nie jest niewłaściwe byśmy, będąc w pojedynkę, głośno przyzywali: „Radośnie śpiewajcie Bogu, naszej Mocy, wykrzykujcie Bogu Jakuba!”[29]. Nie jest nie na miejscu, to że wspólnie śpiewamy: „Chcę błogosławić Pana w każdym czasie, na ustach moich zawsze Jego chwała[30], i gdy będąc sami mówimy w liczbie mnogiej: „Uwielbiajcie ze mną Pana, imię Jego wspólnie wywyższajmy!”[31], i wiele temu podobnych. Tak więc, samotność jednej osoby bynajmniej nie podważa stosowności użycia liczby mnogiej, jak i też wielość wiernych nie kłóci się z wrażeniami w liczbie pojedynczej. Bowiem mocą Ducha Świętego, który jest w każdym z osobna i napełnia wszystkich, samotność może być rozumiana jako wielość, a wielość jako jednostkowość[32].
VII. O tym, że skoro formuła „Pan z wami” nie może być wypowiadana w samotności, wiele innych wezwań także należałoby opuścić
Otóż ci, którzy mówią: „Ścian i desek pustelni mamy prosić o błogosławieństwo i im mamy mówić, aby Pan był z nimi?”, niech odpowiedzą mi i uzasadnią, dlaczego, będąc oddzielnie w swoich celach mówią: „Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu”[33]. Powiedzcie mi, bracia, proszę was i mówię to ku waszemu pokojowi, gdy jesteście sami, kogo zachęcacie, kogo zapraszacie do czuwania w świętym uwielbieniu, gdy mówicie: „Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu”[34], albo „Przyjdźcie, adorujmy Pana, Króla męczenników?”[35]. Wezwanie to nazywane jest mianem inwitatorium[36] bez wątpienia dlatego, że nim lud wiernych wzywany jest na uwielbienie Boga. Jeśli zatem w tym momencie nie jesteście w żaden sposób i przez nikogo słyszani, kogo zachęcacie waszymi wytężonymi głosami do wychwalania Boga? Dalejże, bracia, powiedzcie mi ponadto, jeśli macie na względzie raczej liczbę fizycznie obecnych, a nie sakrament jedności Kościoła, komu mówicie: „Wstańmy w nocy, czuwajmy wszyscy”? Lub komu też: „Ponieważ dzięki snowi wypoczęte są nasze członki, wstańmy śpiesznie!”? Dlaczego wszystkich hymnów, wszystkich wreszcie modlitw skomponowanych przez Doktorów w liczbie mnogiej, nie pomijacie milczeniem lub nie zmieniacie ich liczby na pojedynczą? I kiedy dochodzicie do czytań - ponieważ uważacie za niestosowne, prosić o błogosławieństwo nieobecnych, lub im go udzielać - dlaczego czytacie homilie Ojców i kazania kaznodziejów? Przecież ze względu na sposób ich czytania zdajecie się zwracać do ludu, gdy kierujecie wszystkie wasze słowa niejako do drugiej osoby, czyli słuchaczy. Aby dać przykład słów homilii, powiedzcie mi, proszę, do kogo mówicie: „Słuchajcie, bracia najdrożsi” i temu podobne wyrażenia, jeśli nie ma nikogo? Otóż jeśli chcecie usilnie zmienić – zadając gwałt tekstowi – ich liczbę na pojedynczą, to ponieważ jest to zupełnie niemożliwe, po ich usunięciu trzeba będzie wam napisać nowe. Dlaczego zatem, gdy dochodzicie do modlitwy końcowej mówicie: „Módlmy się” podczas gdy nie ma nikogo, kto by z wami się modlił? Kogo zapraszacie do wspólnoty modlitwy, skoro nikogo nie widzicie? Dlaczego wreszcie, kończąc oficjum, dorzucacie zgodnie ze zwyczajem „Błogosławmy Panu”, skoro nikt wam nie towarzyszy, by wraz z wami błogosławić Pana? Rozważcie więc, bracia, że te i inne modlitwy, które długo byłoby wyliczać, wraz z zasadami tradycji kościelnej, już to będąc sami, już to wspólnie jednakowo zachowujecie. Gdyby zatem Doktorzy Kościoła uznali to za godne, przekazaliby inny porządek oficjum liturgicznego dla odmawiania w samotności, inny dla odmawiania wspólnie. Oni jednak zadowalając się jednym, oddaliwszy zróżnicowanie, nauczyli nas zawsze zachowywać jeden i niepodlegający zmianie sposób modlitwy. Przewidzieli oni bowiem, że cokolwiek w świętych posługach jest ze czcią ofiarowywane przez któregokolwiek z członków Kościoła, to - dzięki wierze i pobożności wszystkich – powszechnie jest ofiarowywane. Jeden jest bowiem Duch Kościoła, którym ożywione jest jedno Ciało, podtrzymywane przez Chrystusa, swoją Głowę. Owszem, cały Kościół składa się z różnorodnych członków, ale ciało, bez wątpienia, jest jedno, ugruntowane trwałością jednej wiary i napełnione jedną mocą ożywiającego Ducha. Stąd mówi Apostoł: „Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie”[37]. Właściwe jest więc sądzić, że to, co w świętych obrzędach wykonywane jest przez któregokolwiek z wiernych pojedynczo, należy uważać - mocą jedności wiary i przez więzy miłości - za dokonane jednomyślnie przez sam Kościół.
VIII. O tym, że to, co jest ofiarowane na ołtarzu, składane jest zarówno przez mężczyzn jak i przez kobiety
Stąd, w samej celebracji Mszy Świętej, kiedy się mówi: „Pamiętaj, Panie, o sługach i służebnicach Twoich” wkrótce potem dodaje się: „za nich składamy Ci tę Ofiarę uwielbienia, a także oni ją składają”[38]. W tych słowach jest nam jasno ukazane, że ta ofiara uwielbienia jest składana przez wszystkich wiernych, nie tylko przez mężczyzn, ale również przez kobiety, choć wydaje się, że jest składana w sposób szczególny przez samego kapłana. Bowiem wszystko to, co on dotyka rękoma, gdy ma być ofiarowane Bogu, mnóstwo wiernych poleca z gorliwą pobożnością serc. Co zresztą zostaje wyrażone, gdy się mówi: „Boże, przyjmij łaskawie tę Ofiarę od nas, sług Twoich, i całego ludu Twego”[39]. Z tych słów wynika jasno, że ofiara składana na świętych ołtarzach przez kapłana, jest ofiarowywana w sposób powszechny przez całą rodzinę Boga. Ta zaś jedność Kościoła jest jasno potwierdzona przez Apostoła, gdy mówi: „Jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało”[40]. Taka jest bowiem jedność Kościoła w Chrystusie, że wszędzie na całym świecie jest jeden chleb Ciała Chrystusa i jeden kielich Jego krwi. Jak zatem jedno jest bóstwo Słowa Bożego, które napełnia cały świat, tak samo jedno jest Ciało, choć konsekrowane w różnych miejscach i w różnym czasie. Nie ma jednak wielu ciał, lecz jedno Ciało Chrystusa. I tak samo jak ten chleb i wino[41] prawdziwie zostały przemienione w Ciało Chrystusa, tak samo ci, którzy w Kościele godnie je przyjmują, stają się niewątpliwie jednym Ciałem Chrystusa, o czym zaświadcza On sam, gdy mówi: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim”[42]. Jeśli zatem wszyscy jesteśmy jednym Ciałem Chrystusa to, pomimo tego, że cieleśnie wydajemy się oddzielni, duchem nie możemy być od siebie nawzajem rozłączeni, ponieważ trwamy w Nim. Nie widzę więc co może szkodzić, gdy zachowujemy wspólny zwyczaj Kościoła, nawet wtedy, gdy jesteśmy sami, ponieważ za sprawą sakramentu niepodzielnej jedności nigdy nie oddzieliliśmy się od Kościoła. Gdy zatem przebywając w samotności wypowiadam wspólne słowa Kościoła, poświadczam, że stanowię z nim jedno i że dzięki obecności Ducha prawdziwie w nim trwam. A jeśli prawdziwie jestem jego członkiem, nie ma przeciwwskazań, bym wypełniał zadanie całego Ciała.
IX. O tym, że zadanie któregokolwiek członka jest wspólnym zadaniem całego ciała
Z drugiej strony w ciele ludzkim - oczy, język, stopy, ręce, - każde z nich posiada swoją własną przyrodzoną funkcję. Lecz ręce nie dotykają same dla siebie, ni stopy nie maszerują dla własnej korzyści. Także język nie mówi ani oczy nie patrzą same dla siebie. Lecz to, co każda część ciała z osobna może zdziałać, czyni to – jak jest potwierdzone - ku pożytkowi wszystkich pozostałych. I to, co danemu członkowi zostało udzielone przez prawo natury, może być orzekane o samym ciele (które jest całe jego). Słusznie więc mówi się, że część wykonuje zadania całości, a całość zadania dla swoich części. W ten sposób język Pawła słusznie mógł powiedzieć: „Dla Ewangelii znoszę niedolę aż do więzów jak złoczyńca”[43], podczas gdy język jego nie był związany, jak dalej jest tam powiedziane: „ale słowo Boże nie uległo skrępowaniu”[44]. Piotr pobiegł z Janem do Grobu Chrystusa[45], podczas gdy to same stopy podjęły służbę biegnięcia. Szczepan ujrzał otwarte niebiosa[46], podczas gdy widzenie jest właściwością oczu. Natomiast Izaak dotknął swojego syna Jakuba[47], podczas gdy zdolność dotykania została powierzona w sposób szczególny dłoniom. Tak więc, działanie poszczególnego członka może być przypisane bez wahania całemu ciału i na odwrót, to, co czyni ciało, całość członków potwierdza swoją współpracą.
X. O tym, że kapłan, członek ciała Kościoła, słusznie używa słów całego Kościoła
Cóż więc w tym dziwnego, jeśli jakikolwiek kapłan, który bezsprzecznie stanowi część ciała eklezjalnego, sam jeden wypełnia w imieniu Kościoła zadanie pozdrawiającego i odpowiadającego, gdy mówi: „Pan z wami” i bezpośrednio potem odpowiada: „I z duchem twoim”, a następnie sam prosi o błogosławieństwo i sam go udziela, gdy za sprawą sakramentu najgłębszej jedności cały Kościół jest duchowo obecny tam, gdzie znajduje jedna osoba uczestnicząca w tej samej wierze i miłości braterskiej? Zaiste, tam, gdzie jest jedność wiary, nikt nie może być samotnym nawet w samotności, jak nikt też nie może być oddzielonym ze powodu różnorodności we wspólnocie.
Cóż zatem mogłoby stać się powodem zarzutu, jeśliby z jednych ust wydobywała się różnorodność głosów lub ta sama wiara była wypowiadana językiem wielu? Cały bowiem Kościół, jak już zostało powiedziane, jest bez wątpienia jednym ciałem, jak zaświadcza Apostoł: „Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało”[48]. Lub też na innym miejscu: „dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”[49].
Skoro zaś rzeczywiście Kościół jest jednym Ciałem Chrystusa, a my jesteśmy członkami Kościoła, cóż przeszkadza, aby każdy z nas pojedynczo używał słów naszego ciała, to jest Kościoła, z którym przecież tworzymy jedno? Zaiste, skoro my, liczni, stanowimy jedno w Chrystusie, to każdy z nas posiada pojedynczo wszystko to, co w Nim jest. Dlatego nawet jeśli zdajemy się być oddaleni od Kościoła z powodu samotności fizycznej, to jednak jesteśmy w nim zawsze i w najwyższym stopniu obecni dzięki sakramentowi nienaruszalnej jedności. Z tego wynika, że to, co należy do wszystkich, należy także do każdego z osobna, tak że to, co w sposób szczególny przypada poszczególnym osobom, jest wspólnym udziałem wszystkich w jedności wiary i miłości. Słusznie więc woła lud: „Zmiłuj się nade mną, Boże, zmiłuj się nade mną”[50] lub „Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie pospiesz ku ratunkowi memu”[51]. Także jeden człowiek ma prawo wypowiedzieć: „Niech Bóg się zmiłuje nad nami i nam błogosławi”[52].
Święci nasi Ojcowie uznali, że ta więź i jedność wiernych Chrystusa powinna być nacechowana taką pewnością, że włączyli ją jako artykuł do wyznania wiary katolickiej i pozostawili ją nam do częstego wyznawania pośród podstawowych zasad wiary chrześcijańskiej. Dlatego, gdy tylko wypowiemy słowa: „Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół”, natychmiast dodajemy: „Świętych obcowanie”, aby za każdym razem, gdy składamy Bogu nasze świadectwo wiary, uznajemy jako konsekwencję komunię Kościoła, który jest z Nim jedno. A taka jest ta komunia świętych w jedności wiary, że wierzący w jednego Boga są odrodzeni jednym chrztem, umocnieni tym samym Duchem i wezwani do jednego życia wiecznego dzięki łasce przybrania za synów.
Mówi się o człowieku, używając greckiego określenia, że jest „mikrokosmosem”, to znaczy światem w miniaturze, ponieważ, tak jak cały świat, składa się on w swojej substancji z czterech podstawowych żywiołów. Podobnie więc, pojedynczy wierny może być uważany w pewien sposób za Kościół w miniaturze, gdy – zachowując nietknięte misterium tajemniczej jedności – jako pojedyncza osoba otrzymuje wszystkie sakramenty odkupienia ludzkiego, które w cudowny zaiste sposób zostały udzielone Kościołowi powszechnemu. Jeśli więc jeden człowiek nie waha się przyjąć sakramentów wspólnych całemu Kościołowi, dlaczego - gdy jest sam - miałby się wzbraniać przed wypowiadaniem wspólnych słów Kościoła, skoro wiadomo, że dużo większą wagę mają sakramenty niż słowa?
XI. O zbudowaniu przez lud Izraela ołtarza na znak jedności
Gdyby jednak jakiś oskarżyciel chciał sprzeciwić się naszym argumentom, mówiąc: „W żadnym wypadku nie powinno się dopuścić, by pojedyncza osoba uzurpowała sobie prawo do tego, co zostało ustanowione dla wspólnego użytku zgromadzenia wiernych”, damy przykład zaczerpnięty z Pisma Świętego, aby go przekonać nie tyle słowami, ile dowodami.
Wiadomym jest, jak świadczy o tym Księga Jozuego, że potomkowie Rubena i Gada wraz z połową pokolenia Manassesa odłączywszy się od synów Izraela w Szilo, gdy wchodzili do Gileadu, ziemi, którą otrzymali na własność, wybudowali ołtarz o wielkiej okazałości w ziemi Kanaanu. Mocno tym oburzony lud Izraela, wystąpił zbrojnie przeciw nim. Zapytani jakim prawem zdobyli się na czelność wzniesienia innego ołtarza niż ołtarz Pana, odpowiedzieli, że uczynili to nie z powodu sprzeniewierzenia, lecz z troski o świadectwo dla przyszłych pokoleń: „Czyż nie uczyniliśmy tego z bojaźni o przyszłość, myśląc, że jutro wasi synowie mogą zapytać naszych: Cóż macie wspólnego z Jahwe, Bogiem Izraela? Pan ustanowił Jordan granicą między nami a wami, potomkami Rubena i Gada. Wy nie macie żadnego udziału w Panu! I mogliby wasi synowie sprawić, żeby nasi przestali bać się Pana!”[53].
Wyjaśnimy krótko, dlaczego przywołujemy ten moment historii, jeśliby jeszcze dla kogoś nie było to jasne. Mogłoby to wystawić na próbę prostotę niektórych z naszych braci i doprowadzić ich do przekonania, że są w pewien oddzieleni od wspólnoty wiernych, gdyby, przebywając w samotności, nie mogli w swoich modlitwach odważyć się na użycie wspólnych słów Kościoła. Używając więc wspólnych słów Kościoła, umacniają się oni w przekonaniu, że także oni trwają w komunii eklezjalnej, a słowa te same uspokajają poruszenia ich ducha, zapewniając ich o duchowej obecności wiernych.
Tamci wznieśli więc ołtarz nie dlatego, by składać na nim ofiary, lecz na znak łączności z ludem izraelskim i mówią jakby ustami swoich potomków: „Spójrzcie na sposób budowy ołtarza Pańskiego, który wznieśli przodkowie nasi, nie na całopalenia lub żertwy, lecz jako świadectwo między nami a wami”[54]. Oni uczynili to na świadectwo dla społeczności izraelskiej, my zaś mówimy te słowa prawdziwie na znak jedności eklezjalnej. Oni - by nie zostali odrzuceni przez swoich braci, my zaś, byśmy nie byli kąsani naszymi domniemaniami. Oni wznieśli replikę ziemskiego ołtarza, my zaś ukazujemy prawdę duchowej zgodności. Oni, aby zaświadczyć o swoim rodzie, my zaś, by zachować nienaruszalny sakrament nowego odrodzenia i komunii braterskiej.
XII. Dlaczego mężczyźni, którzy powtórnie się ożenili, nie mogą być dopuszczeni do kapłaństwa, podczas gdy ten, który popadł w rozpustę, zwykle jest do niego dopuszczany
Są w Kościele rzeczy, które wydają się zbędne, jeśli odnosi się je do miary ludzkiej zdolności pojmowania, które są jednakże boskie, jeśli weźmie się pod uwagę sakrament najgłębszej mocy. Kto jednak nie zdziwiłby się, czytając w prawie kanonicznym, że ten, kto powtórnie się żeni, nie może być dopuszczony do kapłaństwa, podczas gdy ten, kto popadł w rozwiązłość, po dobyciu pokuty, może być prawnie powtórnie dopuszczony do służby kapłańskiej? Znana jest postawa Apostoła co do rozpusty: „Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy nie posiądą Królestwa Bożego”[55]. O tych, którzy powtórnie się żenią jest powiedziane: „Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej mąż. Jeżeli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu”[56]. Tymi słowami jawnie potwierdza się, że ci, którzy powtórnie się żenią nie sprzeciwiają się przykazaniu Bożemu i że rozpustnicy, przez karygodne wyuzdanie swojego ciała, wykluczeni są z Królestwa Bożego.
Jak to więc jest, że ci, którzy nie grzeszą, nie mogą mieć zupełnie nadziei na dostąpienie kapłaństwa, podczas gdy ci, których występek wyklucza z Królestwa Bożego, mogą żywić nadzieję przyjęcia w poczet kapłanów, gdy wcześniej należycie odbędą pokutę? Jest to zrozumiałe tylko z tego powodu, że w przypadku tych, którzy powtórnie się żenią, kładzie się nacisk nie tyle na grzech, ile na sakrament Kościoła. Jak zatem Chrystus, który jest arcykapłanem dóbr przyszłych, prawdziwym kapłanem na wzór Melchizedeka, który ofiarował Bogu Ojcu baranka swojego ciała na ołtarzu Krzyża za zbawienie świata, jest mężem jednej oblubienicy, to jest całego Kościoła Świętego, - który bez wątpienia jest dziewicą, ponieważ zachowuje niezachwianie pełnię wiary, - tak jakikolwiek kapłan powinien być mężem jednej żony, aby być obrazem najwyższego Oblubieńca.
W przypadku tych, którzy powtórnie się żenią, nie bada się miary grzechu, lecz figurę sakramentu. Ich wykluczenie nie jest zemstą za wykroczenie, lecz zachowywana jest mistyczna zasada prawdziwego kapłaństwa. Czyż w przeciwnym razie nie zasługiwałoby na wpisanie do katalogu grzechów to, co jest legalnie dozwolone przez doktrynę apostolską? Lecz także święte Kanony zaliczają w poczet heretyków nowacjan - tych, którzy potępiają powtórne zaślubiny. Stosujemy to w sposób nienaganny, aby pokazać, że zawsze zachowujemy misterium eklezjalnej jedności, nawet jeśli nie potrzeba już o tym mówić.
XIII. O tym, że jeśli dwie osoby mogą mówić „Pan z wami”, to można też tak powiedzieć będąc samemu
Teraz zaś, zachowując miłość do moich braci, pytam ich: czy, gdy dwóch braci znajduje się razem, wolno jest zwrócić się jednemu do drugiego ze słowami: „Pan z wami”? Co bowiem oznacza mówienie do jednej osoby w liczbie mnogiej i zachowywanie zwyczaju kościelnego przy jednoczesnym zlekceważeniu nakazu reguł językowych? Według sztuki mówienia, zwracając się bezpośrednio do jednej osoby używa się zwrotu „z tobą” raczej niż ”z wami”. Jeśli więc niestosowne jest zwracać się do jednej osoby w liczbie mnogiej, to trzeba powiedzieć w liczbie pojedynczej „Pan z Tobą”. Sprzeciwia się to jednak ustalonemu przez Kościół sposobowi postępowania, a wie to każdy, kto przekracza próg kościoła. Jest pewnym, że ani nawet sam Papież, gdy celebruje prywatnie dane oficjum w asystencji jednej tylko osoby, nawet on, najwyższy kapłan, ani żaden z biskupów, ani nikt z kapłanów katolickich nie stosuje tych słów w liczbie pojedynczej. Jeśli zatem chwali się zwyczaj czcigodnych kapłanów, że jeden do jednego mówi „Pan z wami” i nie jest to niestosownością, ani odchyleniem się od przepisu kościelnego porządku, to cóż stoi na przeszkodzie, aby ten, kto przebywa w samotności, mógł powiedzieć to w ten sam sposób, skoro ani w przypadku jednego, ani w przypadku dwóch zastosowanie tego zwrotu nie jest literacko odpowiednie? Skoro zatem kościelny zwyczaj ma tak wielki autorytet, że pokornie mu ustępuje wszelka zręczność misternej elokwencji, niech i on zachowuje wielką troskę nie o słowa, lecz o sens. Jeśli w przypadku dwóch owa zasada gramatyczna słusznie może zostać pominięta, to konsekwentnie także przez jednego może zostać be skrupułów zlekceważona. Wynika z tego, że skoro autorytet Kościoła pozwala, aby będąc we dwóch mówiono „Pan z wami”, tak też nie sprzeciwi się temu autorytetowi ten, kto będąc sam, również wypowie tę samą formułę.
Jeśli zaś chodzi o odpowiedź: „I z duchem Twoim”, jak również o błogosławieństwo lektora, które powinno być upraszane i udzielane w liczbie pojedynczej, powinno się zachować podobne rozumowanie. Nie ma bowiem znaczenia liczba osób, lecz powinno się raczej zwrócić uwagę na sakrament jedności eklezjalnej, w którym ani jedność nie wyklucza różnorodności, ani wielość nie zadaje gwałtu jedności, ponieważ jedno ciało dzieli się na wielu członków, a wiele członki składa się na jedno ciało. Zaś ani jedność ciała nie zaciera różnic między członkami, ani też przez wielość członków nie jest pogwałcona integralność ciała.
XIV. O tym, że już lud Izraela zachował regułę jedności Kościoła między swymi pokoleniami
Cóż więc w tym dziwnego, jeśli mówi się o Kościele, że jest różnorodny w jedności i jeśli się wierzy, że jest jeden w różnorodności, skoro wydaje się, że już złączony więzami krwi Lud Izraela, który zjednoczony był na zasadzie pochodzenia, zachowywał między sobą tę zasadę jedności. Wysyła bowiem do króla Edomu posłańców z tymi słowami: „Tak mówi brat twój, Izrael”[57]. I na innym miejscu, gdy władca Aradu, król Kananejczyków, walczył przeciw Izraelowi i jako zwycięzca zagarnął mu wielkie łupy, Izrael, jak poświadcza Pismo, zobowiązując się ślubem przed Bogiem, rzekł: „Jeśli dasz ten lud w moje ręce, zniszczę jego miasta”[58]. To także jest jasno wyrażone w Księdze Królewskiej, podczas gdy Dawid wracał do królestwa, a lud izraelski zwraca się do mężów Judy: „Dziesięciokrotnie większe mam prawo do króla, a i co do Dawida mam nad tobą pierwszeństwo. Więc dlaczego mnie lekceważyłeś? Czy nie z mojej strony powstał najpierw wniosek, aby króla przywrócić?”[59].
Jeśli zaś ten lud, tylko dlatego, że bierze początek z jednego pokolenia, lub raczej dlatego, że oddaje kult jedynemu Bogu, wyraża się w liczbie pojedynczej jako jedna osoba, aby zaświadczyć, że jest jeden w wielu, cóż więc dziwnego, jeśli Święty Kościół, który uświęcony jest jednym Duchem Boga i prowadzony przez Niego, nasycony sakramentami jednej wiary i chrztu, i wezwany łaską przybrania za synów do objęcia tego samego dziedzictwa, taką posiada w sobie komunię, że pojedyncze osoby mogą posługiwać się słowami wszystkich, a wszyscy słowami jednostek? Oto dlaczego, gdy celebrujemy święte oficja, często na cześć jednego świętego, śpiewamy to, o czym wiemy, że przysługuje całemu Kościołowi, co też stwierdzi bez wątpienia ten, kto przyjrzy się z uwagą śpiewom na cześć błogosławionej Bożej Rodzicielki lub innych świętych.
XV. O tym, że niektóre święta nie są obchodzone w ich właściwym czasie
Kościół Chrystusa bowiem, który jest niewzruszoną kolumną i który posiada klucze Królestwa Niebios, nie jest nigdy poddany ni okolicznościom, ni liczbom, lecz każdy sposób wypowiedzi słusznie reguluje swoim prawem. Nie poluje na słowa, lecz na dusze. Dlatego nie przywiązuje wagi do obecności fizycznej lub czynników czasowych, lecz raczej ma na uwadze pobożność i jedność serc: „Rozsądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony”[60]. Stąd mówimy w najświętszą uroczystość paschalną: „O Boże, który dnia dzisiejszego, przez Twego Syna Jednorodzonego, zwyciężywszy śmierć, otworzyłeś nam bramy wieczności”[61], podczas gdy wszyscy dokładnie wiemy, że według obliczeń znawców, Pascha Hebrajczyków ma miejsce wcześniej niż ta, podczas której umarł i zmartwychwstał Pan. Dlatego Uroczystość Paschalna jaśnieje nam wtedy, gdy nadchodzi pierwsza z kolei niedziela po passze żydowskiej. Także we Wniebowstąpienie Pańskie i w Zesłanie Ducha Świętego mówimy „dziś” w takim samym rozumieniu, podczas gdy także te uroczystości są obchodzone odpowiednio według porządku czasu paschalnego. Ścięcie św. Jana Chrzciciela obchodzone jest w sierpniu, podczas gdy był on zamordowany przez Heroda bez wątpienia około Niedzieli Męki Pańskiej. Tak samo rzecz się ma z świętem św. Jakuba jak i św. Piotra „w kajdanach”. Jak mówi nam zapis Dziejów Apostolskich: „Herod ściął mieczem Jakuba, brata Jana, a gdy spostrzegł, że to spodobało się żydom, uwięził nadto Piotra? Dodaje natychmiast: „A były to dni Przaśników”[62] i następnie: „Kiedy go pojmał, osadził w więzieniu i oddał pod straż czterech oddziałów, po czterech żołnierzy każdy, zamierzając po Święcie Paschy wydać go ludowi”[63]. Nie ma więc żadnej wątpliwości, że wszystkie te wydarzenia miały miejsce w innym okresie roku, niż dzień, który później został ustanowiony dla uczczenia tych uroczystości. Jak bowiem jest wiadomo, święta te obchodzone są pod koniec miesiąca lipca, w którym to czasie, jeśli podda się wnikliwemu badaniu kolejno wszystkie księgi Starego Testamentu, ani nie świętowano Paschy, ani dzień Przaśników nigdy przez Hebrajczyków nie był obchodzony. Ale ponieważ w czasie uroczystości paschalnych święta owe nie mogłyby być godnie uczczone, z postanowienia Kościoła został wyznaczony inny moment dla ich obchodu.
A wszystko to, co w krótkich słowach powiedziałem odnośnie świętych uroczystości, powiedziałem dlatego, by ukazać jasno, że to nie Kościół jest poddany prawom czasów, lecz że to właśnie czasy są poddane jego prawom. Jak też, że Kościół nie jest sługą żywiołów, ale że to raczej same żywioły są mu poddane i posłuszne, jak to mówi Nauczyciel narodów: „Wszystko bowiem jest wasze: czy to Paweł, czy Apollos, czy Kefas; czy to świat, czy życie, czy śmierć, czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe; wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga”[64]. Ażeby wykazać, jak wielką prerogatywą władzy odznacza się Kościół Święty, ponownie zwraca się do tych samych Koryntian: „Czy nie wiecie, że święci będą sędziami tego świata? A jeśli świat będzie przez was sądzony, to czyż nie jesteście godni wyrokować w tak błahych sprawach? Czyż nie wiecie, że będziemy sądzili także aniołów? O ileż przeto więcej sprawy doczesne!”[65].
XVI. O tym, że w Kościele jeden może uzupełniać słowa drugiego
Czemuż więc się dziwić - aby powrócić do tego, co mówiliśmy powyżej – jeśli Święty Kościół, któremu udzielona jest tak wielka władza przez Boga, zmienia według swojego uznania słowa, którymi się posługuje, tak aby już to pojedyncze osoby mogły wyrażać się w liczbie mnogiej, już to wiele osób mogło wypowiadać się w liczbie pojedynczej? Cóż stoi na przeszkodzie, aby słowa, które w sposób szczególny są odpowiednie dla jednych, przez innych były wypowiadane? Wiemy przecież, że gdy kapłan pyta dzieci, które są przynoszone do chrztu „ O co prosicie?” nie dziecko, lecz ktoś inny za nie odpowiadając mówi: „O wiarę” i na wszystko to, na co powinno odpowiedzieć samo dziecko, ktoś inny odpowiada w jego imieniu. Jeśli więc w samym misterium naszego odrodzenia, gdzie zawiera się początek całego zbawienia ludzkiego, jeden w sposób dopuszczalny wypowiada słowa drugiego, cóż stoi na przeszkodzie, aby w pozdrowieniach czy też prośbach o błogosławieństwa, jeden odpowiadając zajął miejsce tego, kogo brakuje? Zresztą to, że jeden może w Kościele odpowiedzieć w imieniu drugiego, nie jest wynalazkiem nowoczesnej zuchwałości, lecz pochodzi z autorytetu apostolskiego. Mówi bowiem Paweł do Koryntian: „Bo jeśli będziesz błogosławił w duchu, któż zajmie miejsce niewtajemniczonego?”[66].
Trzeba dodać, że jeśli ktoś z powodu nieobecności innych osób boi się wypowiedzieć słowa: „Pan z Wami” lub też odpowiedzieć „I z duchem twoim”, powinien także, gdy dochodzi do modlitwy końcowej, mieć skrupuły, by powiedzieć „Módlmy się” i powiedzieć raczej „Niechaj się pomodlę”, nie chcąc uchodzić za tego, kto zaprasza do modlitwy nieobecnych. Ten zaś, kto sądzi, że jest świętokradztwem prosić o błogosławieństwo nieobecnych lub go udzielać, dochodząc do końca czytania powinien zamiast „Zmiłuj się nad nami, Panie”, powiedzieć raczej „Zmiłuj się nade mną”. A jeśli wydaje się to całkowicie przewrotne i niedorzeczne, to nie powinien się obawiać wypowiadać w samotności słów Kościoła ten, kto sądzi, że nie jest nigdy od niego oddalony ani umysłem ani duchem. A kto szczególnie wyznaje, że jest jego członkiem, nie powinien twierdzić, że jest oddzielony od swego ciała ze względu na wypowiedziane słowa. Lecz ponieważ Kościół Chrystusa jest rzeczywiście jeden, niech z ufnością wypełnia służbę wobec całości i niech w tym stara się bardziej o to, by zachować moc sakramentu Kościoła, niż zwracać uwagę na zgodność domorosłych konfabulacji.
XVII. O tym, że prawie wszystko, co się czyni w świętych oficjach ma sens mistyczny
Jak zostało powiedziane wyżej, niektóre sprawy w kościelnych przepisach wydają się powierzchownie niedorzeczne i błahe; natomiast po dokładniejszym rozważeniu okazują się być utwierdzone powagą wielkiej mocy. Zadowolimy się wskazaniem kilku z wielu przykładów. Kto bowiem, gdy spogląda na szaty kapłańskie sądziłby, że jest w nich coś godnego podziwu, jeśli nie rozumiałby tego, co w nich symbolicznie jest ukazane? Ale jeśli zajaśnieje sens duchowy, spostrzega, dlaczego sandały kapłanów, które oddzielają ich stopy od ziemi, okrywają tylko jedną część górnej powierzchni stóp, a drugą pozostawiają odkrytą. Rozumie także, dlaczego alba opada aż do kostek, dlaczego humerał jest sporządzany zawsze z lnu, dlaczego zwisa cingulum oraz co oznacza stuła. Zrozumiałe jest też to, dlaczego dalmatyka jest skrojona na kształt krzyża, dlaczego na pozostałe szaty nakładany jest ornat, a także dlaczego na lewej ręce noszony jest manipularz, którym wyciera się bardziej to, co wydzielają raczej duchowe niż cielesne oczy lub nozdrza. Rozeznaje także, że nie jest bez przyczyny to, że diakon, który nie jest odziany w dalmatykę, czyta z podwiniętym ornatem; że także sama dalmatyka ma po swojej lewej stronie frędzle. Następnie również, że nie na próżno został zachowany zwyczaj, aby na szaty pontyfikalne nakładać paliusz, albo że w dawnych czasach dla ozdoby i chwały nakładany był najwyższym kapłanom diadem na czoło. Na tym to diademie wypisany był tetragram Imienia Pana[67], który oznaczał „Poświęcony Panu”. Pomimo tego, że liczył mało liter, w sobie moc wielkiego znaczenia. Lecz po co mamy przytaczać w nieskończoność przykłady, gdy przecież cokolwiek w Starym lub Nowym Testamencie jest sprawowane w świętych obrzędach, prawie wszystko mogłoby być rozpatrywane w sekretnym znaczeniu i mistycznych figurach.
Czego domaga się cała struktura Przybytku, liczba lewitów, ceremonie kapłanów, czegóż wreszcie nowe ryty Świętego Kościoła, jeśli nie tego, by poszukiwać w nich mocy duchowego zrozumienia?
A zatem, że tak powiem, w posłudze kryje się misterium, gdyż sprawowanie zewnętrznego kultu wyraża tajemniczy sakrament alegorycznego znaczenia.
XVIII. Krótkie zakończenie dzieła
Zaniechawszy rozważania tego, co jest już rozwikłane i dowiedzione przez wykształconych interpretatorów, powróćmy jeszcze na chwilę do tego, co podjęliśmy jako przedmiot rozważań, dla jego lepszego wyjaśnienia. Bowiem pewnym lektorom nie jest obca wada arogancji, zwłaszcza temu, komu przychodzi z pomocą czaru elokwencji, gdy niepohamowany język przebiega przez otwarte pola Pisma, a serce podległe przychylności słuchaczy opanowuje duch wyniosłości. I gdy on innych prowadzi prawymi ścieżkami, sam zbacza na manowce błędu.
Dlatego jest zwyczaj wypowiadania tej modlitwy nad stołem lektorów: „Niech Pan oddali od ciebie ducha wyniosłości”. Dlatego, aby już na samym początku ujarzmić pokorą czyhającą arogancję, słusznie prosi się o błogosławieństwo zachowując w takim stopniu znak podległości, że ten, kto ma czytać jest pobłogosławiony nie przez kapłana, lecz przez tego, którego ten kapłan wyznaczy.
Z tego bowiem powodu ma miejsce pozdrowienie kapłańskie, aby kapłan mógł ukazać, że żyje on w pokoju z całą rodziną wiernych. Pan bowiem daje taki nakaz w Ewangelii: „A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze”[68]. Lub w innym miejscu: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!”[69]. Kapłan bowiem, mając nie tylko zachowywać ten nakaz Pański w sercu, ale także okazywać go za pomocą zewnętrznych obrzędów, zanim złoży Bogu ofiarę modlitwy, poprzez znak wzajemnego pozdrowienia ukazuje, że w miłości braterskiej jest jednomyślnie złączony ze wspólnotą. Dlatego właśnie, czy to byliby obecni, czy nie obecni, niech ogarnia on duchowymi oczyma tych, za których ma się modlić. Niech nie uważa on, za sprawą duchowej wspólnoty, za nieobecnych tych, których otacza swoją modlitwą. Bowiem to mocą spojrzenia wiary kieruje słowa swojego pozdrowienia i odbiera to, co przez duchową obecność uznaje za będące blisko. Niech więc żaden brat zamieszkujący samotnie w celi nie boi się wymawiać wspólnych słów Kościoła: , nawet jeśli od wspólnoty wiernych oddziela go odległość przestrzenna, to jednak jedność wiary w miłości łączy go ze wszystkimi. A choćby fizycznie byli oddaleni, to są jak najbardziej obecni dzięki sakramentowi jedności eklezjalnej.
XIX. Pochwała życia pustelniczego
Tymczasem chciałoby się nieco napomknąć o wartości życia samotniczego oraz krótko przekazać, co sądzę na temat szczytu doskonałego życia – bardziej przez pochwałę niż dowodzenie.
Życie pustelnicze jest zaiste szkołą duchowej doktryny i nauką duchowych umiejętności Tu bowiem Bóg jest wszystkim, czego człowiek się uczy. Jest drogą, którą się podąża, przez którą dochodzi się do poznania najwyższej prawdy. Erem jest bowiem rajem rozkoszy, gdzie na wzór różnych rodzajów rozchodzących się pachnideł lub zapachów lśniących kwiatów roztaczają woń aromaty cnót. Tam róże miłości płoną ognistą czerwienią. Tam śnieżnobiałym pięknem jaśnieją lilie czystości, a wraz z nimi także fiołki pokory, które dopóki zadowalają się tym, co najpokorniejsze, nie są niepokojone żadnymi zawieruchami. Tam wydziela się mirra doskonałego umartwienia i wznosi się nieprzerwanie kadzidło gorliwej modlitwy. Lecz na cóż nam przywoływać każdą cnotę z osobna, skoro tutaj wszystkie zalążki świętych cnót, pełne wdzięku, jaśnieją różnymi kolorami i nieporównanie z niczym zielenią się pięknem wiecznej wiosny? O eremie! Rozkoszy świętych umysłów i niewyczerpana słodyczy najgłębszych smaków! Ty jesteś piecem ognistym Chaldejczyków, gdzie święci młodzieńcy odpierają przemoc szalejącego pożaru siłami modlitw i gorliwością wiary gaszą huczące przeciw nim pociski płomieni. Gdzie jednocześnie i więzy są spalone i ciała pozostają nietknięte, ponieważ grzechy są odpuszczone, a dusza pobudzona jest do hymnu boskiej chwały śpiewając: „Ty rozerwałeś moje kajdany. Tobie złożę ofiarę pochwalną”[70]. Tyś paleniskiem, w którym są wyrabiane naczynia najwyższego Króla, które nabierają wiecznego piękna wykuwane młotem pokuty i żłobione pilnikiem zbawiennego karcenia. W tobie zostaje wypalona rdza zbrukanej duszy i porzucone nieczyste popioły grzechów. „Piec wystawia na próbę naczynia garncarza, człowieka zaś pokusa utrapienia”[71].
O celo! Depozycie niebiańskich kupców, w którym ukryte są najszlachetniejsze z tych towarów, za które nabywa się posiadanie ziemi żyjących. O szczęśliwa wymiano, w której zostaje zamienione to, co ziemskie, na to, co niebiańskie, a to, co przemijające, na to, co wieczne! O szczęśliwy, że tak powiem, targu, gdzie życie wieczne jest wystawione na sprzedaż, dla którego zakupu wystarcza jedynie to niewiele, co się posiada; gdzie krótkie udręczenie ciała nabywa niebiańską ucztę, a kilka łez rodzi niekończący się śmiech; gdzie zniszczone zostaje posiadanie ziemskie, a zostaje nabyty majątek wiecznego dziedzictwa. O celo! Przedziwna pracownio sztuki duchowej, gdzie bez wątpienia dusza ludzka odnawia w sobie obraz swojego Stwórcy i powraca do źródeł swej nieskazitelności, gdzie otępiałe zmysły odzyskują swoją ostrość, gdzie przaśniki zepsutej natury odzyskują swoją przaśność. Ty sprawiasz, że podczas gdy bladość postów rozlewa się na twarzy, umysł nasyca się obfitością łaski. Ty sprawiasz, że człowiek czystego serca widzi Boga, on, który wcześniej osłonięty swoją ciemnością nie znał nawet samego siebie. Ty pomagasz człowiekowi wrócić do jego początku i przywołujesz go z tułaczki wygnania do dostojeństwa pierwotnej godności. Ty sprawiasz, że człowiek zamieszkujący twierdzę ducha, spostrzega, że wszystkie rzeczy ziemskie przemijają i pojmuje, że on sam przemija w potoku tych przemijających rzeczy.
O celo! Przybytku świętego wojska, gotowy do walki zastępie zwycięzcy! Obozie Boga! Wieżo Dawida, „warownio zbudowana; tysiąc tarcz na tobie zawieszono, wszystką broń walecznych!”[72]. Ty jesteś polem Bożej bitwy, areną igrzysk duchowych, widowiskiem dla aniołów, tyś palestrą mężnie walczących zapaśników, gdzie duch i ciało potykają się w boju i gdzie silny nie pozwala się zwyciężyć słabości. Tyś wałem obronnym biegnących do walki, tyś wzmocnieniem mocnych, tyś schronieniem wojowników, którzy nie wiedzą, co to kapitulacja. Niech się nawet rozszaleje w koło barbarzyństwo wrogów, niech oblegają maszyny wojenne, niech miotają się pociski i strzały, niech się zagęści las połyskujących mieczy - ci którzy są w tobie, chronieni zbroją wiary, skaczą z radości pod niezwyciężoną osłoną swego Wodza, i już triumfują, pewni porażki swoich wrogów. Im bowiem jest powiedziane: „Pan będzie walczył za was, a wy zachowajcie milczenie”[73]. Lub, gdy chodzi o jedną osobę: „Nie lękaj się, bo liczniejsi są ci, co są z nami, aniżeli ci, co są z nimi”[74].
O eremie! Ty jesteś śmiercią wad, a bez wątpienia zarzewiem i życiem cnót! Ciebie wychwala Prawo, ciebie podziwia proroctwo, a każdy, kto dotarł na szczyt doskonałości na nowo poznał twoją pochwałę. Tobie Mojżesz zawdzięcza dwa razy darowane tablice Dekalogu[75]. Dzięki tobie Eliasz poznał powiew przechodzącego Pana[76]. Za twoją przyczyną Elizeusz otrzymał podwójnego ducha swojego mistrza[77].
Lecz cóż jeszcze mam powiedzieć? Sam Zbawiciel świata, w samych początkach odkupienia ludzkiego, uczynił twojego mieszkańca swoim heroldem, ażeby już w samym świtaniu nadchodzącej ery z ciebie właśnie wyłoniła się lampa Prawdy, po której nadchodzące w pełni jaśniejące Słońce miało rozjaśnić blaskiem swych promieni mrok świata. Ty jesteś drabiną Jakuba[78], która wznosi ludzi do nieba i sprowadza aniołów ku pomocy ludziom. Ty jesteś złotą drogą, która ludzi powtórnie do Ojczyzny prowadzi. Tyś torem, który doprowadza biegaczy do zdobycia wieńca zwycięstwa. O życie pustelnicze! Kąpieli dusz, śmierci występków, oczyszczenie zbrukanych! Ty oczyszczasz tajemne otchłanie umysłów, usuwasz brud zbrodni i sprawiasz, że dusze dochodzą do piękna anielskiej czystości. Cela jest bowiem miejscem spotkania Boga z ludźmi, skrzyżowaniem dróg, na którym się spotykają bytujący w ciele i duchy niebiańskie. Tam obywatele nieba schodzą się na rozmowę z ludźmi, gdzie nie tyle wymyślają słowa ludzkiej mowy, co bez szmeru głosu ujawniają obfite sekrety ducha. Cela jest bowiem świadomością tajemnego spotkania Boga z ludźmi. O! Jakże piękna to rzecz, gdy brat zamknięty w swojej celi śpiewa nocne psalmodie, i jakby w imieniu żołnierzy niebiańskich warowni trzyma wartę. Podczas gdy kontempluje na niebie bieg gwiazd, przez jego usta przebiega orszak psalmów. A jak wschodzące i zanikające gwiazdy zmierzają do dnia, zmieniając swoją kolejność, tak psalmy, które z ust jego wychodzą, jakby ze wschodu powoli zmierzają do swojego celu zgodnym biegiem z gwiazdami. On wypełnia powinność swojej służby, one zaś wykonują powierzony sobie obowiązek: on śpiewając psalmy zmierza wewnętrznie ku niedostępnej światłości, gwiazdy zaś, wzajemnie po sobie, przywracają widzialne światło dnia jego cielesnym oczom. I podczas gdy oboje śpieszą ku swemu celowi różną drogą, nawet żywioły niejako jednoczą się w służbie ze sługą Bożym. Cela jest świadkiem tego, gdy serce goreje ogniem Bożej miłości, jak również tego, czy ktoś z doskonałą gorliwością szuka oblicz Bożego. Wie, kiedy ludzki duch zalewany jest rosą niebieskiej łaski i nawadniany deszczami wezbranych w płaczu skruchy łez, kiedy i jeśliby łzy nie tryskały z oczu cielesnych, to sama jednak gorycz serca nie jest daleka od potoków łez; ponieważ to, czego nie otrzymuje się jako owocu tego, co zewnętrzne, zostaje zawsze zachowane w korzeniu tak kwitnącego serca. Wystarczy bowiem jeśli umysł będzie płakał, nawet jeżeli nie może płakać ustawicznie. Cela jest warsztatem, gdzie szlifuje się drogocenne kamienie, które następnie umieszczane są w konstrukcji świątyni bez jakiegokolwiek odgłosu uderzającego młota. O celo! Tyś niejako rywalką grobu Pańskiego, który przyjmuje umarłych w grzechu i przez tchnienie Ducha Świętego wskrzesza ich dla Boga! Ty jesteś grobem dla burzliwej zawieruchy tego życia, lecz otwierasz bramy życia niebiańskiego. Ciebie znajdują jako przystań spokoju rozbitkowie ocaleni ze światowej zawieruchy. Ciebie mają za gabinet skutecznego lekarza ci, którzy zranieni w bitwie, uszli z rąk nieprzyjacielskich. Skoro tylko człowiek prawego serca ukryje się w cieniu twego schronienia, natychmiast goi się każdy siniec zranionej duszy, a wszelki cios zadany wnętrzu człowieka zostaje uleczony.
Ciebie widział Jeremiasz, gdy mówi: „Dobrze jest wyczekiwać w milczeniu zbawienia od Pana. Dobrze jest dla człowieka nosić jarzmo od swojej młodości. Usiądzie samotny, zamilknie, bo wzniesie się nad samego siebie”[79]. Ten, kto cię zamieszkuje, wznosi się ponad samego siebie, ponieważ dusza spragniona Boga wzbija się ponad oglądanie rzeczy doczesnych i chroni się w twierdzy boskiej kontemplacji, oddziela się od zajęć świata i wznosi się w przestworzach na skrzydłach niebiańskiej tęsknoty. Gdy bowiem człowiek stara się dojrzeć Tego, który jest ponad wszystkim, przekracza samego siebie, odrzucając pozostałe sprawy doczesnej doliny.
O celo! Duchowa zaiste komnato, która czynisz wyniosłych pokornymi, łakomych powściągliwymi, okrutnych czułymi, skłonnych do gniewu łagodnymi, a nienawistnych czynisz gorliwymi w miłości braterskiej. Ty jesteś wędzidłem beztroskiego języka, ty przepasujesz pożądliwe nerki sznurem lśniącej czystości. Ty sprawiasz, że lekkomyślni powracają do powagi, a żartownisie porzucają swoje błazeństwa, plotący bezmyślnie poddają się surowej cenzurze milczenia. Tyś karmicielką postów i czuwań, tyś stróżem pokuty, nauczycielką najczystszej prostoty, zupełnie zaś nie znasz podstępnej podwójności. Ty sprawiasz, że kajdany Chrystusa przytrzymują włóczęgów w jednym miejscu, a ludzie o nieokrzesanych obyczajach ujarzmiają swą nieprawość. Ty potrafisz doprowadzić ludzi na szczyt doskonałości i unieść ich do pełnej świętości. Ty czynisz człowieka pięknym i doskonałym i sprawiasz, że nie jest rozdzierany przez żadną zmienność. Ty czynisz z człowieka ociosany kamień odpowiedni do umieszczenia w murach niebieskiego Jeruzalem.
Nie poddaje się on łatwo zmienności obyczajów, lecz trwa wiernie, utwierdzony w świętej powadze życia zakonnego. Ty sprawiasz, że ludzie stają się obcy samym sobie i sprawiasz, że donice wad zakwitają kwiatami cnót. Śniada jesteś, lecz piękna, jak namioty Kedaru, jak zasłony Salomona[80]. Tyś kąpielą owiec. Tyś jak sadzawka w Cheszbonie[81]. Oczy twoje jak gołębice nad strumieniami wód, wymyte w mleku spoczywają przy obfitych zdrojach[82]. Ty jesteś zwierciadłem dusz, gdzie duch ludzki widząc się wyraźnie, dopełnia to, co jest niepełne, wypędza wszelki zbytek, prostuje to, co jest skrzywione, nadaje formę temu, co zniekształcone. Tyś komnatą ślubną, w której ofiarowany jest posag Ducha Świętego, gdzie szczęśliwa dusza jednoczy się z niebiańskim Oblubieńcem. Miłują cię ludzi prawi, a ci, którzy uciekają od ciebie, pozbawieni światła prawdy, nie wiedzą gdzie skierować swoje kroki. „Niech język mi przyschnie do podniebienia, jeśli nie będę pamiętał o tobie, jeśli nie postawię ciebie ponad wszelką moją radość”[83]. To bowiem o tobie chce się śpiewać radosnym głosem razem z owym Prorokiem: „To jest miejsce mego odpoczynku na wieki, tu będę mieszkał, bo tego pragnąłem dla siebie”[84]. „O jak piękna jesteś, jakże wdzięczna, umiłowana, pełna rozkoszy”[85]. Ciebie symbolizuje wdzięk pięknego oblicza, który przyozdobił Rachelę, a Maria, wybrała najlepszą cząstkę, która nigdy nie zostanie jej odebrana[86]. Tyś grzędy balsamiczne[87], źródło ogrodu[88], tyś gaj granatów[89]. Mimo że dla tych, którzy cię nie znają, z zewnątrz będziesz uchodziła za gorzką i okrutną, to jednak wielkie jest to, co skrywa się w twoim wnętrzu, gdy dotrze się do słodyczy twojej głębi.
O eremie! Schronienie przed światem, który prześladuje, wytchnienie utrudzonych, pociecho zasmuconych, orzeźwienie od żaru świata, ucieczko przed grzechem, wolności dusz! Do ciebie wzdychał Dawid, gdy przytłoczony był niegodziwościami świata i gdy w sercu bojaźliwym i pogrążonym w ciemnościach odczuwał obrzydzenie: „oto bym uszedł daleko, zamieszkał na pustyni”[90].
Cóż innego wspomnę? Sam Odkupiciel ludzi odwiedził cię w początkach swego życia publicznego i zechciał cię uświęcić swoim pobytem. Po tym jak oczyścił wodę chrzcielną, którą był obmyty, jak zaświadcza Ewangelista: „Przebywał na pustyni czterdzieści dni i czterdzieści nocy, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt”[91]. Niech więc świat uzna się twoim dłużnikiem, skoro wie skąd Bóg przybył przepowiadać Słowo Boże i czynić cuda. O pustynio! Przerażające mieszkanie dla złych duchów! Gdzie cele mnichów wzniesione są niby zbrojne zastępy[92], jakby wieże Syjonu lub jakby mury Jeruzalem przeciw Asyryjczykom, naprzeciw Damaszku. Zaiste bowiem, gdy w każdej z tych cel różne obowiązki są dowodzone przez jednego ducha, gdy mianowicie tutaj śpiewa się psalmodię, tam odprawia się modlitwę, w innej celi oddaje się pisaniu, w innych jeszcze ktoś się trudzi w różnorakich pracach rąk, któż uważałby za nieprzystające do pustyni owe boskie słowa, w których jest powiedziane: „Jakubie, jakże piękne są twoje namioty, mieszkania twoje, Izraelu! Jak szerokie doliny potoków, jak ogrody nad brzegiem strumieni lub jak namioty, który wzniósł Pan, i jak cedry nad wodami”[93].
I cóż jeszcze mógłbym powiedzieć o tobie, życie pustelnicze, życie błogosławione, życie święte, życie anielskie, ogrodzie dusz, niszo pereł niebiańskich, zgromadzenie duchowych senatorów? Woń twoja przewyższa zapach wszystkich aromatów, smak twój ponad ociekające plastry miodu nasyca słodyczą pragnienie oświeconego serca. Dlatego wszystko, co może być o tobie powiedziane, nie dorówna twojej godności. Język bowiem cielesny nie zdoła wyrazić tego, co duch niewidzialnie odczuwa na twoje wspomnienie i żaden ludzki język nie wyraził chyba nigdy, jak kosztuje cię wewnętrzny zmysł smaku, a zwłaszcza głębina serca. Ci cię poznali, którzy cię miłują. Ci tylko umieją opiewać twoją chwałę, którzy rozkosznie spoczywają w objęciach twej miłości. Ci, którzy tego nie wiedzą, nie dojdą do poznania ciebie. Również ja przyznaję, że nie jestem w stanie sprostać twej chwale i to jedno tylko wiem na pewno, o życie błogosławione, co o tobie niezachwianie twierdzę: że ktokolwiek zada sobie trud, by wytrwać w pragnieniu twojej miłości, ten zamieszka w tobie, a w nim zamieszka Bóg. Diabeł dopomaga mu swoimi pokusami i przy tym jęczy z żalu, że tamten zmierza do tego miejsca, z którego on sam został strącony. Jako zwycięzca demona staje się on towarzyszem aniołów. Jest wygnańcem świata, ale za to dziedzicem nieba. Wyzuwszy się z samego siebie, staje się naśladowcą Chrystusa. A kto teraz w jego ślady wstępuje, ukończywszy bieg, zostanie niewątpliwie doprowadzony do chwały jego obecności. Powiem ponadto szczerze to jeszcze, że kto ze względu na boską miłość wytrwa do końca swoich dni w tym życiu pustelniczym, opuściwszy mieszkanie swojego ciała, dojdzie do tego niewysłowionego mieszkania, „domu nie ręką uczynnionego, lecz wiecznie trwałego w niebie”[94].
XX. Zakończenie wywodu, aby zwrócić się z powrotem do Leona Pustelnika
Oto, Ojcze najdroższy, przynaglony pytaniem braterskim, przedstawiłem ci tę kwestię do rozwiązania, ale w międzyczasie nie zaniechałem dostarczyć mojej opinii, nie po to żeby innych nauczać, uzurpując sobie autorytet nauczyciela, lecz by tobie raczej przedstawić jasno jakim brakiem wiedzy odznacza się moje zdanie. Dlatego wszystko to, co zawiera się w powyższej rozprawie, nie tyle rości sobie pretensje do bycia twierdzeniem, ile jest wypowiedziane w oczekiwaniu na twój sąd. Nie jest też zdaniem ostatecznym, lecz rozważaniem oczyszczonym argumentami. Dlatego więc, najdroższy, przebadaj starannie wszystko to, co zostało przez nas zebrane, a jeśli znajdą się tam rzeczy wypowiedziane niewłaściwie, pochwyć natychmiast za brzytwę i wymaż odważnie to, co jest zbędne. Jeśli zaś, dzięki twojej zasłudze, są one zgodne ze zdrową doktryną, potwierdź je mocą własnego autorytetu. Mogłem to wszystko, nad czym się tak rozpisałem, zawrzeć w krótszych słowach, ale - mając ku temu sposobność - spodobało mi się, wyznaję, przedłużyć przyjemność przestawania z tobą. Chętnie bowiem długo rozciera się w palcach gatunek aromatycznej rośliny, zwłaszcza jeśli jej zapach jest przyjemny dla tego, kto się wystawia na jej dobroczynne działanie.
Niech Bóg wszechmogący, przez tajemne natchnienie, poleci słudze swemu Leonowi, aby każdego dnia wylał trzy łzy lub wydał trzy westchnienia za mnie, nędznika.
Niech Imię Pańskie będzie błogosławione.
Pampeluna, 1 grudnia 2011, wspomnienie liturgiczne bł. Br. Karola od Jezusa,
kapłana i pustelnika
[1] Por. Łk 12, 32.
[2] Por. Mk 1, 12.
[3] Por. J 4, 23.
[4] Kodeks Prawa Kanonicznego 1983, § 603.
[5] Zob. Ojciec Pustelnik, Pustelnik w Kościele Rzymskokatolickim, Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz, Prawdziska 2005.
[6] Por. Łk 10, 42.
[7] Zob. Jan Paweł II, Adhortacja posynodalna Vita Consecrata, nr 7, gdzie papież cytuje niniejsze dzieło św. Piotra Damianiego.
[8] Opusculum XI, Sancti Petri Damiani Tomus Secundus, Patrologia Latina CXLV, Paryż 1853, s. 117-127.
[9] 1 Kor 1,21. Cytaty z Pisma Świętego za: Biblii Tysiąclecia, wydanie IV, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań 1983.
[10] Por. 2 Kor 3, 6.
[11] Por. Rz 8, 6-7.
[12] Por. Kpł 26, 11.
[13] Por. Mt 28, 20.
[14] Por. Łk 1, 28.
[15] Por. Sdz 6, 12.
[16] Rt, 2, 4.
[19] Łk 24, 36; J 20, 19; J 20, 26.
[21] Rdz 27, 27.
[22] Por. 2 Krl, 4.
[23] Por. Iz 4, 1.
[24] 2 Kor 11, 2.
[25] Por. Hbr, 2, 11.
[26] Rz 5, 5.
[27] J 17, 20-22.
[28] Ps 86, 1-2.
[29] Ps 81, 2.
[30] Ps 34, 2.
[31] Ps 34, 4.
[32] Solitudo pluralis et multitudo singularis.
[33] Ps 95, 1.
[34] Tamże.
[35] Oficjum Liturgii Godzin, teksty wspólnie o wielu męczennikach.
[36] Werset śpiewany w oficjum Liturgii Godzin na rozpoczęcie nowego dnia liturgicznego, tudzież przed oficjum godziny czytań, tudzież przed jutrznią.
[37] Ef 4, 4.
[38] Por. Pierwsza modlitwa eucharystyczna.
[39] Tamże.
[40] 1 Kor 10, 17.
[41] W oryginale widnieje: ille panis et sanguis (sic!) in Corpus Christi transierunt.
[42] J 6, 56.
[43] Por. 2 Tm 2, 9.
[44] Tamże.
[45] Por. J 20, 4.
[46] Zob. Dz 7, 55-56.
[47] Rdz 27, 22.
[49] Kol 1, 24.
[50] Ps 56, 2.
[51] Ps 70, 2.
[53] Joz 22, 24-25.
[54] Joz 22, 28.
[55] Por. 1 Kor 6, 9.
[57] Lb 20, 14.
[58] Por. Lb 21, 2.
[59] 2 Sm 19, 44.
[60] 1 Kor 2, 15.
[61] Modlitwa z Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego
[62] Tamże.
[63] Tamże.
[64] 1 Kor 3, 21-23.
[65] 1 Kor 6, 2-3.
[68] Mk 11, 25.
[69] Mt 5, 23-24.
[70] Ps 116, 16-17.
[71] Por. Syr 27, 5.
[72] Por. Pnp 4, 4.
[73] Wj 14, 14.
[74] 2 Krl 6, 16.
[75] Wyj 30, 18.
[76] Por. 1 Krl 19, 12.
[77] Por. 2 Krl 2. 9-14.
[78] Rdz 28, 12.
[79] Por. Lam 3, 26-28.
[80] Por. Pnp 1, 5.
[81] Por. Pnp 7, 4.
[83] Ps 137, 6.
[84] Ps 132, 14.
[85] Pnp 7, 7.
[86] Łk 10, 42.
[87] Por. Pnp 5, 13.
[88] Por. Pnp 4, 15.
[89] Por. Pnp 4, 13.
[90] Ps 55, 8.
[91] Por. Mk 1, 13.
[92] Por. Pnp 6, 4.
[93] Por. Lb 24, 5-6.
[94] 2 Kor 5, 1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz