Witaj na stronie, której twórca stawia sobie za cel dostarczenie informacji na temat pustelniczej duchowości i tradycji Karmelu, szczególnie odwołując się do jego pierwotnej inspiracji. Znajdziesz tu treści dotyczące także osoby o. Tomasza od Jezusa OCD i historii oraz aktualnej sytuacji Świętych Eremów w Karmelu Terezjańskim. Poznasz także współczesne próby powrotu do źródeł charyzmatu pierwszych Braci ze Świętej Góry podejmowane w różnych zakątkach świata. Strona ta chce tworzyć także swego rodzaju scriptorium dostarczające możliwie jak najwięcej informacji dotyczących odnowy życia eremickiego we współczesnym Kościele.

sobota, 16 grudnia 2017

Mały erem królewskiego klasztoru karmelitanek bosych w Brukseli ufundowany w 1623 roku

Klasztor karmelitanek bosych w Brukseli, ufundowany w 1607 roku przez cz. Annę od Jezusa oraz Arcyksiążąt Alberta Austriackiego i Izabelę Klarę Eugenię. Mały erem widoczny jest w głębi za dzwonnicą. Wyraźnie da się dostrzec eremitaże.


Tekst ten przedstawia koleje fundacji eremu na wzór eremów Tomaszowych, przez Izabelę Klarę Eugenię, przy klasztorze karmelitanek bosych w Brukseli. Jest anonimowy, ale z pewnością zredagowany został przez jedną z mniszek klasztoru ufundowanego przez Annę od Jezusa w Brukseli. Arcyksiężna Klara Izabela Eugenia, po śmierci Arcyksięcia Alberta, w 1623 roku uczyniła niecodzienny prezent cenionej przez siebie wspólnocie karmelitanek bosych. Wzorując się na pierwotnej tradycji terezjańskiej oraz na eremach zainicjowanych przez o. Tomasza od Jezusa (1564-1627) i ostatniej fundacji pustelnicze w Marlagne, pod Namur, chciała zaszczepić nieco z tego pustelniczego ducha także w centrum stolicy Flandrii. Skutecznie jej się to udało. Fundacja tego małego eremu żeńskiego, wkomponowanego w architekturę i topografię Karmelu królewskiego, była ukoronowaniem tej fundacji, której koszty wziął na siebie w całości dwór królewski. 


Po wykończeniu budynków tego Królewskiego Klasztoru i Kościoła, nasi Wspaniali  Książęta i jednocześnie fundatorzy nie zapomnieli o postanowieniu, jakie kiedyś podjęli o ofiarowaniu nam części swego parku, jak o tym już wspomnieliśmy, aby założyć tam erem i wznieść tam kilka pustelni. Uczynili to ponad miarę i z wielką pobożnością.
Jest w owym miejscu jeszcze pewna piękne źródło, bardzo obfitujące w wody, razem ze swym stawem. Wybija ono tak rozkosznie, że zdaje się, że sam Bóg sprawił, że ono się tam narodziło, aby pobudzać dusze, które przebywają w tym miejscu, do nieprzerwanego obcowania z Bogiem i ciągłego wznoszenia ducha ku Niemu.  Całkiem blisko tego źródła znajduje się pierwszy eremitaż noszący wezwanie Zbawiciela, ponieważ znajduje się w nim dużych rozmiarów obraz Zbawcy w czasie, kiedy przebywał na pustyni, bardzo rozbudzającego pobożność i tak żywo przedstawionego, że zdaje się, że przenika on serca tych, którzy nań patrzą i [f. 2] rozpala w nich pobożność. Znajduje się tam także inne dzieło, namalowane ręką Rubensa, jednego z najbardziej niezwykłych malarzy, którzy kiedykolwiek się narodzili. Obraz ten zajmuje przestrzeń od góry do dołu całej pustelni, spełniając funkcję jakby ściennego bieżnika/ tapisserie. Z jednej strony znajduje się objawienie się naszego Pana Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego wobec Magdaleny, równe rozmiarowo tak co do szerokość, jak i co do długości. Z drugiej strony znajduje się wielkie okno, przez które wpada światło. Wszystko inne zawiera reprezentacje krajobrazu. Pustelnia ta ma swoje drzwi zamykane na klucz. Przed wejściem rozpościera się mały ogródek obsiany kwiatami. Wychodząc z tej pustelni, po boku znajduje się bardzo duży dąb, którego bardzo imponująco długie gałęzie rzucają piękny cień na wspomniane źródło, co bardzo pozytywnie wpływa na wypoczynek i dobre samopoczucie tych mniszek, które tam odbywają swoje rekolekcje.

Druga pustelnia, oddalona nieco bardziej od poprzedniej [f. 3] poświęcona jest św. Janowi Chrzcicielowi. Całe jego życie odmalowane jest w niej w postaci wielu obrazów, z których wszystkie są wykonane z wielkim kunsztem. Zajmują one całą przestrzeń ścian, od góry do dołu, poza jednym dużym oknem, przez które wpada do wewnątrz światło, oraz poza drzwiami, które zamykają się podobnie, jak poprzednie. Przed wejściem, także tutaj, znadjuje się piękny ogródek kwiatowy.

Trzecia pustelnia znajduj się bliżej wejścia i poświęcona jest Matce Bożej Loretańskiej, którą ich Najjaśniejsze Mości, ze względu na żywioną pobożność, osobiście kazali zbudować według takich samych rozmiarów i kształtu, jakie ma ten sam domek, czy też oryginalna kaplica w Loretto, wraz z jej trojgiem drzwi, jednym oknem i małym kominem (przed którym usytuowany jest ołtarz). W trochę większej odległości od wspomnianego komina, obok ściany znajduje się pewne zagłębienie, w którym znajdują się dwa talerze  [f. 4] i dwie czarki, podobne na tyle na ile można było znaleźć przypominające oryginały z Loretto, jak również obraz, namalowana jest na płótnie, przedstawiający Matkę Bożą trzymającą w ramionach swojego Syna, który znajduje się w niszy wraz z dwoma aniołami, wykonanymi z posrebrzanego drewna, z których trzyma świecznik takich samych rozmiarów. Ta pustelnia budzi uczucia wielkiej pobożności oraz wprawia w podziw naszych Czcigodnych Ojców Przełożonych, którzy odbyli pielgrzymkę do owego miejsca, znajdując wielką zgodność z oryginałem.  Tutaj kilka mniszek z tego klasztoru otrzymało wiele oznak dobrodziejstw, szczególnie Matka Magdalena Florencja od Krzyża, o której już wspomnieliśmy, która w roku 1625 doznawała tak wielkiego uciemiężenia z powodu kilku [f. 5] chorób, tak zaawansowanych, że doktor Pax, pierwszy lekarz ich Najjaśniejszych Mości, uznał je za nieuleczalne, nie pozostawiając jej żadnej innej ulgi, jak tylko pokutę. Znajdując się w takim stanie w dniu święta Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny owego roku, nasza czcigodna Matka Beatriz od Poczęcia, która wtedy była przeoryszą, podczas mszy sprawowanej w chórze zakonnym otrzymała natchnienie, że przytoczona powyżej chora siostra wyzdrowieje. Udzielając wiary temu natchnieniu, po zakończeniu nieszporów, przywołała do siebie naszą Małgorzatę od Matki Bożej mówiąc do niej: „Moja córko, nakazuję ci, abyś zaprowadziła moją siostrę Magdalenę od Krzyża do pustelni Matki Bożej Loretańskiej i abyś mi ją przyprowadziła z powrotem, ale już zdrową”. Do chorej powiedziała zaś: „Idź, moja córko, i uczyń wszystko, co powie Ci siostra Margarita. Niemożliwy jest do wyrażenia trud, jakiego zaznały obie te siostry w drodze do eremu. Weszły do pustelni Matki  Bożej [f. 6] wspomagane przez inną osobę, która specjalnie przybyła tu, by im pomóc. Podczas wszystkich tych lat choroby wspomniany powyżej doktor zastosował wszystkie rodzaje środków zaradczych takich jak: poty, kąpiele i inne uciążliwe zabiegi. Widząc, że nic nie okazywało się pomocne, owa siostra uciekła się do pomocy Najświętszej Matki Bożej, Naszej Pani z Loretto, z nadzieją na uzyskanie uzdrowienia za jej przyczyną. Postanowiła odprawić nowennę przed jej wizerunkiem i każdego dnia udawać się z pozdrowieniem do pustelni. Siódmego dnia owej nowenny panowała ją gorączka z wielkim bólem w boku, tak, że przez trzy tygodnie była przykuta do łóżka, wyobrażając sobie nieprzerwanie, że kiedy już z niego wstanie, będzie potrafiła chodzić bez problemu, za wstawiennictwem Najświętszej Dziewicy. Pod koniec owych trzech tygodni, wyznała swemu spowiednikowi, czcigodnemu ojcu Janowi od Matki Bożej, karmelicie bosemu (aktualnie przeorowi klasztoru w Brukseli, a wcześniejszemu trzykrotnemu prowincjałowi) [f. 7] swoje nastawienie, tak wewnętrzne, jak wewnętrzne, dotyczące nadziei związanej z jej uzdrowieniem przez wstawiennictwo Matki Bożej z Loretto. On jej rzekł: „Moja córko, ponieważ odczuwasz w sobie takie nastawienie, porzuć tutaj swoje kule i chodź! I w tm samym momencie siostra ta odczuła w sobie moc, by to uczynić. Znajdując się w tym stanie, jak gdyby była uzdrowiona, poprosiła natychmiast owego ojca, by udzielił jej błogosławieństwa, czyniąc to w następujących słowach: Confirma hoc Deus, quod operatus est in ea[1]. I tak się stało: natychmiast zaczęła chodzić, nie potrzebując pomocy ani kul, ani żadnej osoby i udała się do chóru. Akurat sprawowano mszę, a był to dzień świętych Apostołów Szymona i Judy. [S. Małgorzata] przyszła w czasie, kiedy zaczynała się komunia i przystąpiła do niej z całą wspólnotą, która wielce zadziwiona widząc ją tak natychmiastowo uzdrowioną, z wielką radością składała Bogu dziękczynienie za to szczególne dobrodziejstwo, które otrzymała [f. 8]. Od tego momentu, aż do chwili obecnej, a upłynęło ponad dwadzieścia sześć lat, pozostała ona zupełnie uwolniona od wspomnianych dolegliwości.

Wiele innych mniszek otrzymało liczne łaski i dary za wstawiennictwem Matki Bożej z Loretto, a w dowód wdzięczności za wszystkie te dobrodziejstwa, każdego dnia udajemy się do owej pustelni z wielką pobożnością, nawet w najbardziej srogie zimy, nie przejmując się złą pogodą, gradem, czy śniegiem, co nie mogło by się stać dla nas przeszkodą ją tam pozdrowić, choć eremtaż ten jest znacznie oddalony od klasztoru. To miejsce jest bardzo przyjemne, tak ze względu na jego ekstremalną pobożność, jak ze względu na jego samotność, jak i nieobecność jakiegokolwiek hałasu, czy zamieszania, będąc przez to bardzo właściwe do celu, w jakim ich Wysokości nam je podarowali, a mianowicie do kultywowania modlitwy. I zdaje się, że sam Bóg od dawna przeznaczył je do[f. 9]  tego celu, ponieważ rosło tam kilka pokaźnych dębów i inne piękne drzewa, a na niektórych z nich były wyryte krzyż i litery, tak że miejsce to wydawało się prawdziwą pustynią i mieszkaniem naszych dawnych ojców [z Góry Karmel] i dlatego właśnie nadaliśmy mu tę nazwę. Przybywał tam zakładać gniazda słowiki i inne ptaki, swym harmonijnym śpiewem zapraszając tam mniszki i uprzyjemniając pobyt pustelnicom, które tam odbywały swoje rekolekcje, aby wspólnie wychwalały ich wspólnego Stwórcę i aby, zapominając w ten sposób o rzeczach ziemskich, mogły one zupełnie dać pochłonąć się pustyni, stając się tym samym raczej już obywatelami nieba, niż mieszkańcami ziemi.

Nasza Najjaśniejsza Arcyksiężna, kiedy odwiedzała nasz klasztor, doznawała wielkiej przyjemności mogąc udać się do owego eremu. Nigdy nie przepuszczała okazji, a radowała się tym więcej, jeśli [f. 10] zastawała tam jakąś pustelnicę, bo tak nazywamy mniszki, które dobywają rekolekcję w tym miejscu, które jest otoczone bardzo wysokim murem, posiadającym zamykaną na klucz bramę, jak zamykane są na klucz drzwi każdej poszczególnej  pustelni. Tak też jest powiedziane i nikt nie może tam wchodzić, podczas gdy któraś z mniszek tam przebywa i odprawia tam swoje ćwiczenia duchowe, aby nie jej przeszkadzać i nie odrywać jej od tak wzniosłego zajęcia, jakim jest zjednoczenie z Bogiem, jej ostateczny cel. Tym samym zakończyłyśmy budowę tego królewskiego klasztoru w Brukseli.

[f. 11][2] W roku 1623 Jej Wysokość, Arcyksiężna przekazała nam kawałek swojego parku i nakazała nadać mu formę eremu, z właściwym mu źródłem i zadrzewieniem. Nakazała również wznieść trzy pustelnie: pierwsza, pod wezwaniem Matki Bożej z Loreto, poświęcona nabożeństwu do Niej; druga jest dedykowana św. Janowi Chrzcicielowi i wymalowana scenami z jego życia i zupełnie pokryta tymi malowidłami; trzecia jest pod wezwaniem Zbawiciela, który spoczywa na boku. Obraz ten, wymalowany ręką Rubensa, zajmuje całą ścianę od góry do dołu. Po prawej stronie znajduje się inny obraz przedstawiający [Marię] Magdalenę, który również zajmuje całą ścianę, zaś ściana po lewej ręce wymalowana jest przestawieniem krajobrazu puszczy.
Po wielokroć Arcyksiężna przychodziła, aby podziwiać to dzieło i z wielką przyjemnością i zadowoleniem przywoływała mniszki, aby – przechodząc przez jej ogród – mogły zobaczyć źródło/fontannę i podziwiać postęp prac, ponieważ na ów moment teren ten nie znajdował się jeszcze w obrębie klauzury, aż do momentu zupełnego zakończenia prac.  Arcyksiężna postarała się, aby inauguracja eremu przypadła na sobotę, by móc  [f. 12] ofiarować to dzieło Matce Bożej, w dzień tygodnia Jej poświęcony. Tak też uczyniła. Była wielce zadowolona, że nie wiedziałyśmy nic o jej przybyciu owego dnia, aby tym większą sprawić nam niespodziankę. W wielkiej tajemnicy i z niewielkim hałasem kazała otworzyć mały wyłom w murze klauzurowym, przez który z ledwością i trudem mogła się przecisnąć, nieźle się przy tym gimnastykując. A choć dostała się na teren naszego ogrodu, nie mogła wejść do klasztoru, bo wszystkie drzwi zewnętrzne były zamknięte. W pewnym momencie kilka mniszek dostrzegło jakieś świeckie osoby błąkające się po klasztorze, a nie rozpoznawszy Arcyksiężnej, z wielkim oburzeniem udały się z tą wiadomością do naszej matki przeoryszy, którą była wtedy Beatriz od Poczęcia, bo nie wiedziały, którędy udało się wtargnąć tym intruzom. Pomimo wszystko, Jej Wysokość, była wielce zadowolona, że tak właśnie postąpiła. Przez całe popołudnie była bardzo radosna. O godzinie piątej przeniosłyśmy procesyjnie figurę Matki Bożej i umieściłyśmy ją w poświęconej jej pustelni. Następnie odśpiewałyśmy Salve Regina. W końcu z wielką wdzięcznością ucałowałyśmy wszystkie rękę Arcyksiężnej w podziękowaniu za dar, jaki nam uczyniła.

Petit désert de notre Couvent Royal,
Rękopis mss. II/8, Archiwum konwentualne Karmelitanek Bosych w Brukseli.
Transkrypcja i tłumaczenie z j. francuskiego (ff. 1-10) i z j. hiszpańskiego (ff. 11-12)
Marcin Jan Janecki


[1] Potwierdź, Panie, to, czego w niej dokonałeś.
[2] Tekst po hiszpańsku począwszy od f. 11. Wydaje się on być pierwotniejszą formą wersji francuskiej. Choć częściowo pokrywa się z opisem francuskim, to jednak dodaje wiele nieznanych szczegółów dotyczących Arcyksiężnej Izabeli Klary Eugenii i jej zaangażowania w budowę brukselskiej pustelni karmelitanek bosych.





Szkic pierwszego klasztoru karmelitanek bosych w Brukseli: ACOCD Bruksela



Szkic klasztoru od strony pałacu Arcyksiążąt
Plan południowej dzielnicy Brukseli w okolicach Porte de Namur, początek XVII w. Ukazuje bliskość położenia klasztorów karmelitanek (1607) i karmelitów bosych (1610) względem pałacu arcyksiążęcego,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz