Tekst ten przedstawia
koleje fundacji eremu na wzór eremów Tomaszowych, przez Izabelę Klarę Eugenię, przy klasztorze karmelitanek bosych w Brukseli. Jest anonimowy, ale z pewnością zredagowany został przez
jedną z mniszek klasztoru ufundowanego przez Annę od Jezusa w Brukseli.
Arcyksiężna Klara Izabela Eugenia, po śmierci Arcyksięcia Alberta, w 1623 roku
uczyniła niecodzienny prezent cenionej przez siebie wspólnocie karmelitanek
bosych. Wzorując się na pierwotnej tradycji terezjańskiej oraz na eremach
zainicjowanych przez o. Tomasza od Jezusa (1564-1627) i ostatniej fundacji
pustelnicze w Marlagne, pod Namur, chciała zaszczepić nieco z tego
pustelniczego ducha także w centrum stolicy Flandrii. Skutecznie jej się to
udało. Fundacja tego małego eremu żeńskiego, wkomponowanego w architekturę i
topografię Karmelu królewskiego, była ukoronowaniem tej fundacji, której koszty
wziął na siebie w całości dwór królewski.
Po wykończeniu budynków tego Królewskiego Klasztoru i
Kościoła, nasi Wspaniali Książęta i
jednocześnie fundatorzy nie zapomnieli o postanowieniu, jakie kiedyś podjęli o
ofiarowaniu nam części swego parku, jak o tym już wspomnieliśmy, aby założyć
tam erem i wznieść tam kilka pustelni. Uczynili to ponad miarę i z wielką
pobożnością.
Jest w owym miejscu jeszcze pewna piękne źródło, bardzo
obfitujące w wody, razem ze swym stawem. Wybija ono tak rozkosznie, że zdaje
się, że sam Bóg sprawił, że ono się tam narodziło, aby pobudzać dusze, które
przebywają w tym miejscu, do nieprzerwanego obcowania z Bogiem i ciągłego
wznoszenia ducha ku Niemu. Całkiem
blisko tego źródła znajduje się pierwszy eremitaż noszący wezwanie Zbawiciela,
ponieważ znajduje się w nim dużych rozmiarów obraz Zbawcy w czasie, kiedy
przebywał na pustyni, bardzo rozbudzającego pobożność i tak żywo
przedstawionego, że zdaje się, że przenika on serca tych, którzy nań patrzą i [f.
2] rozpala w nich pobożność. Znajduje się tam także inne dzieło, namalowane
ręką Rubensa, jednego z najbardziej niezwykłych malarzy, którzy kiedykolwiek
się narodzili. Obraz ten zajmuje przestrzeń od góry do dołu całej pustelni,
spełniając funkcję jakby ściennego bieżnika/ tapisserie. Z jednej strony
znajduje się objawienie się naszego Pana Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego
wobec Magdaleny, równe rozmiarowo tak co do szerokość, jak i co do długości. Z
drugiej strony znajduje się wielkie okno, przez które wpada światło. Wszystko
inne zawiera reprezentacje krajobrazu. Pustelnia ta ma swoje drzwi zamykane na
klucz. Przed wejściem rozpościera się mały ogródek obsiany kwiatami. Wychodząc
z tej pustelni, po boku znajduje się bardzo duży dąb, którego bardzo imponująco
długie gałęzie rzucają piękny cień na wspomniane źródło, co bardzo pozytywnie
wpływa na wypoczynek i dobre samopoczucie tych mniszek, które tam odbywają
swoje rekolekcje.
Druga pustelnia, oddalona nieco bardziej od poprzedniej [f.
3] poświęcona jest św. Janowi Chrzcicielowi. Całe jego życie odmalowane jest w
niej w postaci wielu obrazów, z których wszystkie są wykonane z wielkim
kunsztem. Zajmują one całą przestrzeń ścian, od góry do dołu, poza jednym dużym
oknem, przez które wpada do wewnątrz światło, oraz poza drzwiami, które zamykają
się podobnie, jak poprzednie. Przed wejściem, także tutaj, znadjuje się piękny
ogródek kwiatowy.
Trzecia pustelnia znajduj się bliżej wejścia i poświęcona
jest Matce Bożej Loretańskiej, którą ich Najjaśniejsze Mości, ze względu na
żywioną pobożność, osobiście kazali zbudować według takich samych rozmiarów i
kształtu, jakie ma ten sam domek, czy też oryginalna kaplica w Loretto, wraz z
jej trojgiem drzwi, jednym oknem i małym kominem (przed którym usytuowany jest
ołtarz). W trochę większej odległości od wspomnianego komina, obok ściany
znajduje się pewne zagłębienie, w którym znajdują się dwa talerze [f. 4] i dwie czarki, podobne na tyle na ile
można było znaleźć przypominające oryginały z Loretto, jak również obraz,
namalowana jest na płótnie, przedstawiający Matkę Bożą trzymającą w ramionach
swojego Syna, który znajduje się w niszy wraz z dwoma aniołami, wykonanymi z
posrebrzanego drewna, z których trzyma świecznik takich samych rozmiarów. Ta
pustelnia budzi uczucia wielkiej pobożności oraz wprawia w podziw naszych
Czcigodnych Ojców Przełożonych, którzy odbyli pielgrzymkę do owego miejsca,
znajdując wielką zgodność z oryginałem.
Tutaj kilka mniszek z tego klasztoru otrzymało wiele oznak dobrodziejstw,
szczególnie Matka Magdalena Florencja od Krzyża, o której już wspomnieliśmy,
która w roku 1625 doznawała tak wielkiego uciemiężenia z powodu kilku [f. 5] chorób,
tak zaawansowanych, że doktor Pax, pierwszy lekarz ich Najjaśniejszych Mości,
uznał je za nieuleczalne, nie pozostawiając jej żadnej innej ulgi, jak tylko
pokutę. Znajdując się w takim stanie w dniu święta Nawiedzenia Najświętszej
Maryi Panny owego roku, nasza czcigodna Matka Beatriz od Poczęcia, która wtedy
była przeoryszą, podczas mszy sprawowanej w chórze zakonnym otrzymała
natchnienie, że przytoczona powyżej chora siostra wyzdrowieje. Udzielając wiary
temu natchnieniu, po zakończeniu nieszporów, przywołała do siebie naszą
Małgorzatę od Matki Bożej mówiąc do niej: „Moja córko, nakazuję ci, abyś
zaprowadziła moją siostrę Magdalenę od Krzyża do pustelni Matki Bożej
Loretańskiej i abyś mi ją przyprowadziła z powrotem, ale już zdrową”. Do
chorej powiedziała zaś: „Idź, moja córko, i uczyń wszystko, co powie Ci siostra
Margarita. Niemożliwy jest do wyrażenia trud, jakiego zaznały obie te siostry w
drodze do eremu. Weszły do pustelni Matki
Bożej [f. 6] wspomagane przez inną osobę, która specjalnie przybyła tu,
by im pomóc. Podczas wszystkich tych lat choroby wspomniany powyżej doktor
zastosował wszystkie rodzaje środków zaradczych takich jak: poty, kąpiele i
inne uciążliwe zabiegi. Widząc, że nic nie okazywało się pomocne, owa siostra
uciekła się do pomocy Najświętszej Matki Bożej, Naszej Pani z Loretto, z
nadzieją na uzyskanie uzdrowienia za jej przyczyną. Postanowiła odprawić
nowennę przed jej wizerunkiem i każdego dnia udawać się z pozdrowieniem do
pustelni. Siódmego dnia owej nowenny panowała ją gorączka z wielkim bólem w
boku, tak, że przez trzy tygodnie była przykuta do łóżka, wyobrażając sobie
nieprzerwanie, że kiedy już z niego wstanie, będzie potrafiła chodzić bez
problemu, za wstawiennictwem Najświętszej Dziewicy. Pod koniec owych trzech
tygodni, wyznała swemu spowiednikowi, czcigodnemu ojcu Janowi od Matki Bożej,
karmelicie bosemu (aktualnie przeorowi klasztoru w Brukseli, a wcześniejszemu
trzykrotnemu prowincjałowi) [f. 7] swoje nastawienie, tak wewnętrzne, jak
wewnętrzne, dotyczące nadziei związanej z jej uzdrowieniem przez wstawiennictwo
Matki Bożej z Loretto. On jej rzekł: „Moja córko, ponieważ odczuwasz w sobie
takie nastawienie, porzuć tutaj swoje kule i chodź! I w tm samym momencie
siostra ta odczuła w sobie moc, by to uczynić. Znajdując się w tym stanie,
jak gdyby była uzdrowiona, poprosiła natychmiast owego ojca, by udzielił jej błogosławieństwa,
czyniąc to w następujących słowach: Confirma hoc Deus, quod operatus est in
ea[1]. I
tak się stało: natychmiast zaczęła chodzić, nie potrzebując pomocy ani kul, ani
żadnej osoby i udała się do chóru. Akurat sprawowano mszę, a był to dzień
świętych Apostołów Szymona i Judy. [S. Małgorzata] przyszła w czasie, kiedy
zaczynała się komunia i przystąpiła do niej z całą wspólnotą, która wielce
zadziwiona widząc ją tak natychmiastowo uzdrowioną, z wielką radością składała
Bogu dziękczynienie za to szczególne dobrodziejstwo, które otrzymała [f. 8]. Od
tego momentu, aż do chwili obecnej, a upłynęło ponad dwadzieścia sześć lat,
pozostała ona zupełnie uwolniona od wspomnianych dolegliwości.
Wiele innych mniszek otrzymało liczne łaski i dary za
wstawiennictwem Matki Bożej z Loretto, a w dowód wdzięczności za wszystkie te
dobrodziejstwa, każdego dnia udajemy się do owej pustelni z wielką pobożnością,
nawet w najbardziej srogie zimy, nie przejmując się złą pogodą, gradem, czy
śniegiem, co nie mogło by się stać dla nas przeszkodą ją tam pozdrowić, choć
eremtaż ten jest znacznie oddalony od klasztoru. To miejsce jest bardzo
przyjemne, tak ze względu na jego ekstremalną pobożność, jak ze względu na
jego samotność, jak i nieobecność jakiegokolwiek hałasu, czy zamieszania, będąc
przez to bardzo właściwe do celu, w jakim ich Wysokości nam je podarowali, a mianowicie
do kultywowania modlitwy. I zdaje się, że sam Bóg od dawna przeznaczył je do[f.
9] tego celu, ponieważ rosło tam kilka
pokaźnych dębów i inne piękne drzewa, a na niektórych z nich były wyryte krzyż
i litery, tak że miejsce to wydawało się prawdziwą pustynią i mieszkaniem
naszych dawnych ojców [z Góry Karmel] i dlatego właśnie nadaliśmy mu tę nazwę. Przybywał
tam zakładać gniazda słowiki i inne ptaki, swym harmonijnym śpiewem zapraszając
tam mniszki i uprzyjemniając pobyt pustelnicom, które tam odbywały swoje
rekolekcje, aby wspólnie wychwalały ich wspólnego Stwórcę i aby, zapominając w
ten sposób o rzeczach ziemskich, mogły one zupełnie dać pochłonąć się pustyni,
stając się tym samym raczej już obywatelami nieba, niż mieszkańcami ziemi.
Nasza Najjaśniejsza Arcyksiężna, kiedy odwiedzała nasz
klasztor, doznawała wielkiej przyjemności mogąc udać się do owego eremu. Nigdy
nie przepuszczała okazji, a radowała się tym więcej, jeśli [f. 10] zastawała
tam jakąś pustelnicę, bo tak nazywamy mniszki, które dobywają rekolekcję w tym
miejscu, które jest otoczone bardzo wysokim murem, posiadającym zamykaną na
klucz bramę, jak zamykane są na klucz drzwi każdej poszczególnej pustelni. Tak też jest powiedziane i nikt nie
może tam wchodzić, podczas gdy któraś z mniszek tam przebywa i odprawia tam
swoje ćwiczenia duchowe, aby nie jej przeszkadzać i nie odrywać jej od tak
wzniosłego zajęcia, jakim jest zjednoczenie z Bogiem, jej ostateczny cel. Tym
samym zakończyłyśmy budowę tego królewskiego klasztoru w Brukseli.
[f. 11][2]
W roku 1623 Jej Wysokość, Arcyksiężna przekazała nam kawałek swojego parku i
nakazała nadać mu formę eremu, z właściwym mu źródłem i zadrzewieniem. Nakazała
również wznieść trzy pustelnie: pierwsza, pod wezwaniem Matki Bożej z Loreto,
poświęcona nabożeństwu do Niej; druga jest dedykowana św. Janowi Chrzcicielowi i
wymalowana scenami z jego życia i zupełnie pokryta tymi malowidłami; trzecia
jest pod wezwaniem Zbawiciela, który spoczywa na boku. Obraz ten, wymalowany
ręką Rubensa, zajmuje całą ścianę od góry do dołu. Po prawej stronie znajduje
się inny obraz przedstawiający [Marię] Magdalenę, który również zajmuje całą
ścianę, zaś ściana po lewej ręce wymalowana jest przestawieniem krajobrazu
puszczy.
Po wielokroć Arcyksiężna przychodziła, aby podziwiać to dzieło
i z wielką przyjemnością i zadowoleniem przywoływała mniszki, aby – przechodząc
przez jej ogród – mogły zobaczyć źródło/fontannę i podziwiać postęp prac,
ponieważ na ów moment teren ten nie znajdował się jeszcze w obrębie klauzury,
aż do momentu zupełnego zakończenia prac.
Arcyksiężna postarała się, aby inauguracja eremu przypadła na sobotę, by
móc [f. 12] ofiarować to dzieło Matce
Bożej, w dzień tygodnia Jej poświęcony. Tak też uczyniła. Była wielce
zadowolona, że nie wiedziałyśmy nic o jej przybyciu owego dnia, aby tym większą
sprawić nam niespodziankę. W wielkiej tajemnicy i z niewielkim hałasem kazała
otworzyć mały wyłom w murze klauzurowym, przez który z ledwością i trudem mogła
się przecisnąć, nieźle się przy tym gimnastykując. A choć dostała się na teren
naszego ogrodu, nie mogła wejść do klasztoru, bo wszystkie drzwi zewnętrzne
były zamknięte. W pewnym momencie kilka mniszek dostrzegło jakieś świeckie
osoby błąkające się po klasztorze, a nie rozpoznawszy Arcyksiężnej, z wielkim
oburzeniem udały się z tą wiadomością do naszej matki przeoryszy, którą była
wtedy Beatriz od Poczęcia, bo nie wiedziały, którędy udało się wtargnąć tym
intruzom. Pomimo wszystko, Jej Wysokość, była wielce zadowolona, że tak właśnie
postąpiła. Przez całe popołudnie była bardzo radosna. O godzinie piątej
przeniosłyśmy procesyjnie figurę Matki Bożej i umieściłyśmy ją w poświęconej
jej pustelni. Następnie odśpiewałyśmy Salve Regina. W końcu z wielką
wdzięcznością ucałowałyśmy wszystkie rękę Arcyksiężnej w podziękowaniu za dar,
jaki nam uczyniła.
Petit désert de notre Couvent Royal,
Rękopis mss. II/8, Archiwum konwentualne
Karmelitanek Bosych w Brukseli.
Transkrypcja i tłumaczenie z j.
francuskiego (ff. 1-10) i z j. hiszpańskiego (ff. 11-12)
Marcin Jan Janecki
[1] Potwierdź, Panie, to, czego w niej
dokonałeś.
[2] Tekst po
hiszpańsku począwszy od f. 11. Wydaje się on być pierwotniejszą formą wersji
francuskiej. Choć częściowo pokrywa się z opisem francuskim, to jednak dodaje
wiele nieznanych szczegółów dotyczących Arcyksiężnej Izabeli Klary Eugenii i
jej zaangażowania w budowę brukselskiej pustelni karmelitanek bosych.
Szkic pierwszego klasztoru karmelitanek bosych w Brukseli: ACOCD Bruksela |
Szkic klasztoru od strony pałacu Arcyksiążąt |
Plan południowej dzielnicy Brukseli w okolicach Porte de Namur, początek XVII w. Ukazuje bliskość położenia klasztorów karmelitanek (1607) i karmelitów bosych (1610) względem pałacu arcyksiążęcego, |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz