O tym, po co człowiekowi życie duchowe, cisza, samotność
i dlaczego nie można przedawkować z modlitwą, czy rekolekcjami
w rozmowie z ks. Marcinem Wiśniewskim, duszpasterzem ośrodka „Samotnia”
przy Górze Krzyża Jubileuszowego między Ostrzeszowem a Kobylą Górą
(parafia Parzynów).
Czy nie wolałby ksiądz posługiwać w parafii, wśród ludzi, zamiast tutaj, na tym pustkowiu?
Ks. Marcin Wiśniewski: Gdyby kilka lat temu, kiedy szedłem do seminarium albo rozpoczynałem swoją kapłańską posługę, ktoś powiedział mi, że wyląduję w lesie, będę mieszkał w pustelni i będę miał zwierzęta, to pewnie bym go wyśmiał. Tak, jak jest to wpisane w pierwotne biblijne doświadczenie pustyni,– Tym, który powołuje na pustynię jest Bóg. Powołuje kogo chce i kiedy chce – na pustynię szli ludzie prości, wykształceni, którzy zostawiali wszystko, szli bogaci, biedni, szli ludzie, którzy piastowali ważne urzędy – to Pan Bóg wybiera człowieka i powołuje na pustynię. To, co mnie inspiruje we wschodniej duchowości sięgającej Ojców, która wciąż jest żywa w tradycji rosyjskiej, to to, że doświadczenie pustyni jest wpisane w ogóle w doświadczenie Kościoła – każdy chrześcijanin jest zaproszony, by smakować pustyni. Wbrew pozorom Bóg powołuje człowieka na pustynię nie dla niego samego, ale dla innych, żeby w ciszy mówić do jego serca, żeby przekazać Słowo, które człowiek pustyni, ma zanieść potem światu. Nierzadko człowiek pustyni po jakimś czasie powołany jest, by stać się pielgrzymem, ma zanieść Boga do innych. W duchowości prawosławnej właśnie te dwa doświadczenia: bycie na pustyni i bycie pielgrzymem się uzupełniają i przeplatają. Jest też czasem tak, że Pan Bóg człowieka powołuje na pustynię i go do końca życia nie odwoła z tego miejsca. Przy prawosławnych klasztorach często istniała pustelnia, tzw. skit, gdzie po doświadczeniu życia wspólnotowego niektórzy mnisi decydowali się na życie pustelnicze, pełnili funkcję starców, ale nie chodziło o wiek, ale o pewną rolę i mądrość. Do tych pustelników przychodzili ludzie, żeby zapytać o jakieś ważne sprawy w swoim życiu, prosić o modlitwę, przychodzili ludzie chorzy, opętani, a tym bardzo pokornym pustelnikom Bóg często udzielał nadzwyczajnych darów, by służyli ludziom w ich biedzie. Dzisiaj ludzie coraz bardziej fascynują się Ojcami pustyni, pociągają ich postaci współczesnych pustelników, jak choćby św. Charbel z Libanu. To wszystko pokazuje, że człowiek potrzebuje jednak tego fundamentalnego doświadczenia spotkania z Panem Bogiem. Niedawno udało mi się być z osobistą pielgrzymką w jedynym w naszym kraju w prawosławnym skicie w Odrynkach na wschodzie Polski, na bagnach położonym – to pustelnia, gdzie mieszka ojciec Gabriel. Przybywają tam ludzie, a ojciec zajmuje się oprócz posługi duchowej ziołolecznictwem i ludzie tam ciągną, szukają takiego miejsca, gdzie będą mogli nasiąknąć duchowością, doświadczeniem obecności Pana Boga.
Co sprawia, że konkretne miejsce staje się odpowiednim na stworzenie pustelni? Jaka w tym wszystkim rola przyrody?
To Pan Bóg wybiera miejsce. Wracając do skitu w Odrynkach, kiedy książę Wiśniowiecki przybywał od wschodu do Polski, zabłądził i zaczął tonąć w bagnach i wtedy ukazała się ikona jednego ze świętych prawosławnych, która wskazała mu właściwą drogę. Wtedy książę ufundował na tym miejscu pierwszy skit prawosławny, który później został zniszczony, ale teraz powstał ponownie na tym miejscu. Nawiązując do tego możemy powiedzieć, że to Bóg wybiera miejsce posługując się ludźmi i tak samo jest tutaj. Obserwuję każdego dnia, że tutaj, na to najwyższe wzniesienie Wielkopolski przychodzą ludzie, ale nie tylko po to, żeby podziwiać piękno przyrody, tylko dlatego, że tutaj jest krzyż. Kogoś Bóg zainspirował, posłużył się człowiekiem i piętnaście lat temu krzyż został tutaj postawiony, a teraz przychodzą tu całe rodziny z dziećmi i nie tylko. Cieszy mnie, że kiedy ludzie tu przychodzą, to najpierw idą pod krzyż, uklękną, pomodlą się, dopiero później podziwiają przyrodę. Niestety nie brakuje też takich, którzy są obojętni, a nawet niszczą to miejsce, ale oni też są jakoś ogarnięci tą Bożą miłością i mam nadzieję, że Bóg jakoś ich w tym miejscu dotknie. Poza tym według tradycji ludzie pustyni zawsze żyli w wielkiej harmonii, wielkiej przyjaźni z przyrodą. Przypomina mi się tutaj fragment izajaszowy o czasach mesjańskich o tym, że zwierzęta drapieżne będą paść się razem z tymi, która żywią się trawą i rzeczywiście w doświadczeniu ludzi pustyni było często tak, że pustelnicy mieszkali w jednej jaskini z drapieżnym zwierzęciem, które czasem przynosiło im pożywienie. Cały świat ma być przeniknięty zbawieniem, także ten świat przyrody. A zwierzęta rzeczywiście bardzo wyczuwają to, co jest w sercu człowieka, wyczuwają harmonię. Kiedy człowiek ma w sobie pokój potrafią mu zaufać, podchodzą blisko. Cały świat przyrody się cieszy, kiedy jakieś miejsce jest zawłaszczane dla Pana Boga.
Większości z nas wydaje się, że człowiek składa się
z materii, która generuje emocje i myśli, tymczasem św. Paweł
przekonuje, że człowiek składa się z trzech części. Co to oznacza?
Każdy człowiek składa się z trzech wymiarów, św. Paweł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan mówi, że człowiek to: ciało, dusza i duch. Pod pojęciem tych trzech rzeczywistości możemy widzieć to, że człowiek ma ciało, ma psychikę, ale też która ma w sobie ten pierwiastek duchowy - sanktuarium, które jest miejscem przybywania Boga. Człowiek z natury jest istotą duchową, jest stworzony do relacji z Bogiem, o czym we współczesnym świecie coraz częściej się zapomina, próbując redukować człowieka tylko do wymiarów cielesnego i psychicznego, a zapomina się o tym, że człowiek jest istotą duchową.
Każdy człowiek składa się z trzech wymiarów, św. Paweł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan mówi, że człowiek to: ciało, dusza i duch. Pod pojęciem tych trzech rzeczywistości możemy widzieć to, że człowiek ma ciało, ma psychikę, ale też która ma w sobie ten pierwiastek duchowy - sanktuarium, które jest miejscem przybywania Boga. Człowiek z natury jest istotą duchową, jest stworzony do relacji z Bogiem, o czym we współczesnym świecie coraz częściej się zapomina, próbując redukować człowieka tylko do wymiarów cielesnego i psychicznego, a zapomina się o tym, że człowiek jest istotą duchową.
Dlaczego pogłębianie życia duchowego jest tak ważne?
Można by dać bardzo krótką odpowiedź: życie duchowe równa się życie człowieka. Człowiek, który obumiera duchowo przestaje tak naprawdę żyć. Owszem, jego organizm podejmuje funkcje życiowe, ale tak naprawdę człowiek jest wewnętrznie umarły, nie potrafi być w pełni szczęśliwy zapominając o swoim Stwórcy. Człowiek, który rezygnuje z życia duchowego jest jak roślina odcięta od korzenia, jak piękny kwiat ścięty i włożony do wazonu, przez jakiś czas będzie piękny, ale prędzej czy później zwiędnie. Dzisiaj człowiek chce być szczęśliwy, ale daje się łudzić złemu duchowi, że to szczęście jest w stanie zbudować sam, nasycić swoje najgłębsze pragnienie serca, którym jest pragnienie życia w relacji z Bogiem, rzeczami doczesnymi, zagłuszyć tęsknotę w sercu przyjemnościami, grzechem i doświadcza boleśnie, że to nie nasyca, ale powoduje jeszcze większe zranienia i ból, ale jednocześnie nie widząc z tego wyjścia, często nie wiedząc o tym, że jest przecież z natury istotą duchową. Przyznam, że obserwując nas, ludzi dostrzegam, że jesteśmy coraz bardziej nasiąknięci mentalnością tego świata, nawet my, księża, czy ludzie, którzy praktykują wiarę, do tego stopnia, że zapominamy o tym, co jest fundamentalne w naszym życiu – jesteśmy pełni niepokoju, różnego rodzaju dolegliwości, stresów, które z tego wynikają.
Można by dać bardzo krótką odpowiedź: życie duchowe równa się życie człowieka. Człowiek, który obumiera duchowo przestaje tak naprawdę żyć. Owszem, jego organizm podejmuje funkcje życiowe, ale tak naprawdę człowiek jest wewnętrznie umarły, nie potrafi być w pełni szczęśliwy zapominając o swoim Stwórcy. Człowiek, który rezygnuje z życia duchowego jest jak roślina odcięta od korzenia, jak piękny kwiat ścięty i włożony do wazonu, przez jakiś czas będzie piękny, ale prędzej czy później zwiędnie. Dzisiaj człowiek chce być szczęśliwy, ale daje się łudzić złemu duchowi, że to szczęście jest w stanie zbudować sam, nasycić swoje najgłębsze pragnienie serca, którym jest pragnienie życia w relacji z Bogiem, rzeczami doczesnymi, zagłuszyć tęsknotę w sercu przyjemnościami, grzechem i doświadcza boleśnie, że to nie nasyca, ale powoduje jeszcze większe zranienia i ból, ale jednocześnie nie widząc z tego wyjścia, często nie wiedząc o tym, że jest przecież z natury istotą duchową. Przyznam, że obserwując nas, ludzi dostrzegam, że jesteśmy coraz bardziej nasiąknięci mentalnością tego świata, nawet my, księża, czy ludzie, którzy praktykują wiarę, do tego stopnia, że zapominamy o tym, co jest fundamentalne w naszym życiu – jesteśmy pełni niepokoju, różnego rodzaju dolegliwości, stresów, które z tego wynikają.
Wielu ludzi jednak nie popada w grzech, dobrze sobie żyjąc
odnajduje szczęście w rodzinie, w ogródku i nie ma potrzeby życia
duchowego. Jak ją obudzić w sobie?
Wiara jest oczywiście łaską, ale polemizowałbym, czy rzeczywiście takie osoby są w pełni szczęśliwe. Czasem to jest takie szczęście na zewnątrz, „lukrowane” niczym z kolorowego czasopisma. Ludzie czasem nie zdają sobie sprawy, że można coś więcej. Przychodzi moment w ich życiu, kiedy pojawia się jakiś kryzys, nagle tracą coś ze świata, który sobie skrupulatnie układali – zabraknie zdrowia, stracą majątek albo ktoś bliski umiera, wtedy okazuje się, że wali im się cały świat. Wtedy fundamentem życia człowieka nie jest Pan Bóg, ale jakieś rzeczy zewnętrzne, bardzo nietrwałe. Jedynie Bóg jest niezmienny i kiedy człowiek na Nim buduje, sam staje się nieporuszony. To jest ideał, do którego od wieków dążyli ludzie pustyni, Ojcowie Pustyni, którzy budując swoje życie na Bogu i tylko na tym, co konieczne osiągali stan zwany apatheią, czyli taki stan ducha, który jest świętym pokojem (którego nie da świat, ale który rzeczywiście pochodzi od Pana) – wokół człowieka może być burza, może stracić wszystko, ale serce jego jest nieporuszone, bo jest zakorzenione w Bogu. Doświadczenia i kryzysy zawsze będą, to nie jest tak, że jak człowiek idzie do klasztoru, czy do pustelni to jego życie staje się spokojne, ale ten fundament pozwala mu przechodzić przez ciemną dolinę ze świadomością tego, że jest prowadzony przez Boga. Pustynia jest miejscem odkrywania swojej biedy i nędzy oraz miejscem walki duchowej.
Wiara jest oczywiście łaską, ale polemizowałbym, czy rzeczywiście takie osoby są w pełni szczęśliwe. Czasem to jest takie szczęście na zewnątrz, „lukrowane” niczym z kolorowego czasopisma. Ludzie czasem nie zdają sobie sprawy, że można coś więcej. Przychodzi moment w ich życiu, kiedy pojawia się jakiś kryzys, nagle tracą coś ze świata, który sobie skrupulatnie układali – zabraknie zdrowia, stracą majątek albo ktoś bliski umiera, wtedy okazuje się, że wali im się cały świat. Wtedy fundamentem życia człowieka nie jest Pan Bóg, ale jakieś rzeczy zewnętrzne, bardzo nietrwałe. Jedynie Bóg jest niezmienny i kiedy człowiek na Nim buduje, sam staje się nieporuszony. To jest ideał, do którego od wieków dążyli ludzie pustyni, Ojcowie Pustyni, którzy budując swoje życie na Bogu i tylko na tym, co konieczne osiągali stan zwany apatheią, czyli taki stan ducha, który jest świętym pokojem (którego nie da świat, ale który rzeczywiście pochodzi od Pana) – wokół człowieka może być burza, może stracić wszystko, ale serce jego jest nieporuszone, bo jest zakorzenione w Bogu. Doświadczenia i kryzysy zawsze będą, to nie jest tak, że jak człowiek idzie do klasztoru, czy do pustelni to jego życie staje się spokojne, ale ten fundament pozwala mu przechodzić przez ciemną dolinę ze świadomością tego, że jest prowadzony przez Boga. Pustynia jest miejscem odkrywania swojej biedy i nędzy oraz miejscem walki duchowej.
Jeśli już ktoś odnajdzie w sobie tę potrzebę pogłębienia
życia duchowego, to od czego powinien zacząć? Czy od razu tygodniowe
rekolekcje w milczeniu?
Nie ma na to gotowych recept, a to, co powtarzam, kiedy przychodzą do mnie ludzie, prosić o rozmowę, spowiedź, czy kierownictwo duchowe, że każdy człowiek jest niepowtarzalnym arcydziełem Boga i każdy z nas ma swoją drogę zbawienia. Chodzi o to, żeby każdy z nas odkrył swoją duchową drogę, na którą Bóg nas zaprasza. Ważne jest rozeznanie, coś, co dla jednego jest dobre, jakaś forma rekolekcji czy wspólnota, dla kogoś innego będzie za trudne. Czasami jest tak, że ludzie, którzy nie żyli życiem duchowym lub to życie było letnie, uśpione, chcieliby od razu, może w zachwycie spotkania z Bogiem, od razu nadrobić to, czego nie było w ich życiu, a to jest trochę niebezpieczne. To, co radzą Ojcowie Pustyni, to droga małych kroków. Jeśli ktoś miał problem z modlitwą potrzebuje małych kroków, nie chodzi o to, żeby od razu spędzać pół godziny na modlitwie, ale jeśli nie modliłeś się wcale powalcz o wierność, o to, żeby poświęcić Bogu rano i wieczorem choćby minutę. W życiu duchowym ważniejsza niż ilość, jest jakość, wchodzenie w głąb, systematyczność, trwanie pomimo monotonii i znudzenia. Nie należy też oceniać swojego życia duchowego po emocjach, na podstawie tego, co czujemy, bo często największe doświadczenie bliskości Boga jest doświadczeniem ciemności i ciszy, które czasem może przerażać. Ale to jest właśnie pustynia, z jednej strony pociągająca i piękna, a z drugiej potrafi człowieka przygnieść. Pochopne wejście na tę drogę głębszego życia duchowego, zwłaszcza bez kierownictwa duchowego, może być dla człowieka niebezpieczne.
Nie ma na to gotowych recept, a to, co powtarzam, kiedy przychodzą do mnie ludzie, prosić o rozmowę, spowiedź, czy kierownictwo duchowe, że każdy człowiek jest niepowtarzalnym arcydziełem Boga i każdy z nas ma swoją drogę zbawienia. Chodzi o to, żeby każdy z nas odkrył swoją duchową drogę, na którą Bóg nas zaprasza. Ważne jest rozeznanie, coś, co dla jednego jest dobre, jakaś forma rekolekcji czy wspólnota, dla kogoś innego będzie za trudne. Czasami jest tak, że ludzie, którzy nie żyli życiem duchowym lub to życie było letnie, uśpione, chcieliby od razu, może w zachwycie spotkania z Bogiem, od razu nadrobić to, czego nie było w ich życiu, a to jest trochę niebezpieczne. To, co radzą Ojcowie Pustyni, to droga małych kroków. Jeśli ktoś miał problem z modlitwą potrzebuje małych kroków, nie chodzi o to, żeby od razu spędzać pół godziny na modlitwie, ale jeśli nie modliłeś się wcale powalcz o wierność, o to, żeby poświęcić Bogu rano i wieczorem choćby minutę. W życiu duchowym ważniejsza niż ilość, jest jakość, wchodzenie w głąb, systematyczność, trwanie pomimo monotonii i znudzenia. Nie należy też oceniać swojego życia duchowego po emocjach, na podstawie tego, co czujemy, bo często największe doświadczenie bliskości Boga jest doświadczeniem ciemności i ciszy, które czasem może przerażać. Ale to jest właśnie pustynia, z jednej strony pociągająca i piękna, a z drugiej potrafi człowieka przygnieść. Pochopne wejście na tę drogę głębszego życia duchowego, zwłaszcza bez kierownictwa duchowego, może być dla człowieka niebezpieczne.
Wielu zapomina o tym, że są istotami duchowymi, ale wydaje
się, że jest też więcej osób, które poszukują miejsc sprzyjających
pogłębieniu życia duchowego. Czy „Samotnia” będzie jednym z takich
miejsc?
Musimy przestawić swoją mentalność duszpasterską i nie liczyć na tłumy, ale można zaobserwować, że w tej małej „reszcie Izraela”, ludziach, którzy są przy Kościele obserwuje się potrzebę pogłębienia życia duchowego, jest sporo osób, które same szukają czegoś więcej dla siebie i pukają do bram klasztorów, do pustelni, przychodzą na rozmowę, szukają kierownictwa duchowego, czy miejsca, gdzie można pobyć na pustyni kilka dni, żeby zatrzymać się w biegu życia, żeby na nowo poukładać hierarchię spraw. Wiele osób pisze do mnie, dzwoni, pyta o możliwość pobytu tutaj, w „Samotni”, przeżycia kilku dni pustyni.
Musimy przestawić swoją mentalność duszpasterską i nie liczyć na tłumy, ale można zaobserwować, że w tej małej „reszcie Izraela”, ludziach, którzy są przy Kościele obserwuje się potrzebę pogłębienia życia duchowego, jest sporo osób, które same szukają czegoś więcej dla siebie i pukają do bram klasztorów, do pustelni, przychodzą na rozmowę, szukają kierownictwa duchowego, czy miejsca, gdzie można pobyć na pustyni kilka dni, żeby zatrzymać się w biegu życia, żeby na nowo poukładać hierarchię spraw. Wiele osób pisze do mnie, dzwoni, pyta o możliwość pobytu tutaj, w „Samotni”, przeżycia kilku dni pustyni.
Zapytam zatem z tymi osobami – czy można przyjechać do „Samotni” na krótszy lub dłuższy pobyt, żeby wyjść na pustynię?
Na razie tworzą się tutaj powoli warunki ku temu, dzięki Bożej Opatrzności i jak wierzę św. Józefowi oraz pomocy wielu wspaniałych ludzi, ale też przede wszystkim dzięki błogosławieństwu Księdza Biskupa, bo to jest najważniejsze, żeby w Kościele niczego nie robić bez zgody tego, który stoi na straży, miejsce to się rozwija. Odkrywam, że Bóg chce wykorzystać to miejsce wybrane przez Niego w naszej diecezji. Sama obecność krzyża i Drogi krzyżowej wokół, gdzie codziennie przybywają ludzie, żeby pospacerować, pobyć w ciszy i „Samotnia”, do której właściwie każdego dnia przyjeżdżają ludzie prosić o kierownictwo, spowiedź, czy modlitwę z różnymi problemami świadczy, że jest to miejsce potrzebne. Wiele osób pyta o możliwość pobycia kilku dni, ale póki co jest jeden dom, potrzebne jest też zachowanie pewnego charakteru życia pustelniczego, klauzury, tym bardziej, jeśli miałyby tu przyjeżdżać kobiety. Po dwóch latach rozeznaję, że dobrze by było gdyby koło „Samotni” powstała mała, drewniana pustelnia, gdzie będzie można przyjechać na kilka dni takiego czasu pustyni, samotności, przebywania z Bogiem z możliwością uczestnictwa codziennie w adoracji, we Mszy św., z możliwością indywidualnego kierownictwa. Niedawno zostało też podarowane miejsce w pobliżu „Samotni” - dom z gospodarstwem, który w przyszłości chciałbym, żeby służył jako dom rekolekcyjny na kilkanaście osób. Trzeba tam jednak wykonać gruntowny remont, a na razie udało się zmienić dach. Wszystko zależy od wsparcia innych, bo samemu niewiele udaje się zrobić; tego wsparcia w postaci fizycznej pracy, wielu ludzi wspomaga mnie w ten sposób, ale też tego wsparcia materialnego, dzięki któremu udaje się coś tutaj tworzyć. Zostawiam to Panu Bogu i św. Józefowi, kiedy będzie chciał, żeby ten dom zaczął funkcjonować sam w odpowiednim momencie da środki, żeby wszystkie remonty zostały dokończone i żeby mógł funkcjonować dom rekolekcyjny, szczególnie na rekolekcje w duchu pustyni, jakie udaje mi się prowadzić od kilku lat w innych miejscach i zawsze pojawiała się tęsknota, by wreszcie to piękne miejsce zostało w tym zakresie wykorzystane. O wszystkim, co się tutaj dzieje można poczytać na stronie internetowej www.gorakrzyza.pl, na którą zapraszam.
Na razie tworzą się tutaj powoli warunki ku temu, dzięki Bożej Opatrzności i jak wierzę św. Józefowi oraz pomocy wielu wspaniałych ludzi, ale też przede wszystkim dzięki błogosławieństwu Księdza Biskupa, bo to jest najważniejsze, żeby w Kościele niczego nie robić bez zgody tego, który stoi na straży, miejsce to się rozwija. Odkrywam, że Bóg chce wykorzystać to miejsce wybrane przez Niego w naszej diecezji. Sama obecność krzyża i Drogi krzyżowej wokół, gdzie codziennie przybywają ludzie, żeby pospacerować, pobyć w ciszy i „Samotnia”, do której właściwie każdego dnia przyjeżdżają ludzie prosić o kierownictwo, spowiedź, czy modlitwę z różnymi problemami świadczy, że jest to miejsce potrzebne. Wiele osób pyta o możliwość pobycia kilku dni, ale póki co jest jeden dom, potrzebne jest też zachowanie pewnego charakteru życia pustelniczego, klauzury, tym bardziej, jeśli miałyby tu przyjeżdżać kobiety. Po dwóch latach rozeznaję, że dobrze by było gdyby koło „Samotni” powstała mała, drewniana pustelnia, gdzie będzie można przyjechać na kilka dni takiego czasu pustyni, samotności, przebywania z Bogiem z możliwością uczestnictwa codziennie w adoracji, we Mszy św., z możliwością indywidualnego kierownictwa. Niedawno zostało też podarowane miejsce w pobliżu „Samotni” - dom z gospodarstwem, który w przyszłości chciałbym, żeby służył jako dom rekolekcyjny na kilkanaście osób. Trzeba tam jednak wykonać gruntowny remont, a na razie udało się zmienić dach. Wszystko zależy od wsparcia innych, bo samemu niewiele udaje się zrobić; tego wsparcia w postaci fizycznej pracy, wielu ludzi wspomaga mnie w ten sposób, ale też tego wsparcia materialnego, dzięki któremu udaje się coś tutaj tworzyć. Zostawiam to Panu Bogu i św. Józefowi, kiedy będzie chciał, żeby ten dom zaczął funkcjonować sam w odpowiednim momencie da środki, żeby wszystkie remonty zostały dokończone i żeby mógł funkcjonować dom rekolekcyjny, szczególnie na rekolekcje w duchu pustyni, jakie udaje mi się prowadzić od kilku lat w innych miejscach i zawsze pojawiała się tęsknota, by wreszcie to piękne miejsce zostało w tym zakresie wykorzystane. O wszystkim, co się tutaj dzieje można poczytać na stronie internetowej www.gorakrzyza.pl, na którą zapraszam.
Mamy więc nadzieję, że już niedługo to się zmieni,
a przyczyni się do tego wielu ludzi, którymi Bóg zechce się posłużyć.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała Anika Djoniziak
Diecezjalny Ośrodek Duchowości „Samotnia”- Pustelnia św. Józefa, Weronikopole 32,
dojazd przez Zmyśloną Parzynowską
dojazd przez Zmyśloną Parzynowską
Wspaniałe dzieło! Niech Pan Bóg błogosławi!
OdpowiedzUsuńPiękna historia !z Bożą pomocą doczekamy się pieknego miejsca na przemyślenia w wierze.. Bóg Zapłać
OdpowiedzUsuń